Moj telefon ponad 2 lata mojego życia ujął w nazwę "2010-11-21". Może nawet tak bardzo się nie pomylił... Oto ostatnie foto zrobione przed wybuchem. Jak było jeszcze rudo i byłam ciepła.
"...aż nagle, w najmniej spodziewanym momencie, tuż po sałatce jajecznej, nastąpił wybuch goryczy*."
W imię czego?!
Pytam siebie od niedzieli. Jego od wczoraj. W imię widocznej, materialnej walki z tym, czym gardzę? w imię szleństwa młodości? w imię miłości? cóż za wysokobrzmiące słowa (skwitowałby zapewne pewien włoch).
Mimowolnie "wspominam" przeszłość - w koszmarach sennych. Szukam w nich drogowskazu...
A dobre uczynki? Co z uzbieranymi dobrymi uczynkami?? Skoro za 1000 zł wydane w Kwiatach Polskich możesz ostać mikser, to czy nie uzbierałam już tymi uczynkami na jeden dzień spokoju? Chcę go odebrać dziś o wpół do północy... Jedna doba, proszę...
Nie wiem, jak to dokładnie leciało, ale sprawdza się: "Człowiek uważa najcześciej, że nie zasłużył na szczęście, które go spotyka. A jeszcze częściej, że nie zasłużył na to, co złe go spotkało."
Wątpię, więc myślę. (by K.)
Gorączka miesza mi w głowie.
Tata chyba dostał pracę. Ja chyba dostałam świra.
* przypis autora: to inny wybuch niż ten z pierwszego akapitu.
Ta notka nie tak miała wyglądać.