Hej. Jakoś nie mogłem się zebrać do napisania czegoś sensownego. Przelatywały mi jakieś sentencje przez głowę, ale nie w tym momencie co trzeba. Starałem się zapamiętać te ważniejsze. Teraz ich nie pamiętam. W jednej sferze życia mógłbym pisać i pisać. Gdy ogrzewałem od spodu kochaną kołderkę w mroku miejskiej ciemności, zaczynał się kolejny rozdział powieści "Jeden dzień". Wolny umysł, cisza, skupienie, brak jakiegokolwiek rozproszenia zachęca do rozmyśleń. Wtedy wiem wszystko. Marzenia są realne i staną się jutro. Plany? To tylko formalność ich obmyślenia. Nic więcej nie trzeba. Nie trafiam z tym, ale uważam ten stan jako "łącznik" między rzeczywistością, a snem. Mam dobrą pamięć, lecz krótką. Urbanizacja, rozwój, elektronika, robotyzacja nie wchodzi żadnym zakamarkiem ku mojej półświadomości. Jestem wolny, wszystko jest piękne. Potrafię napisać książkę. Umiem ciągnąć tego swojego "ledwo ciepłego" bloga. Jednak nie wstanę z łóżka, by pisać. Nie położę na kolanach laptopa, by zachowywać swoje myśli w kilobajtach. Zostawiam ten czas dla swojego jednego z wielu ego. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak, wszystko zaczyna się szybko kończyć. Już koniec, chociaż historia się zaczyna. To sen, to najpiękniejsze chwile, które przerywa budzik. To trwa tyle co mrugnięcie oka. W ułamku sekundy, przedstawia się historia. Pełna smutku, radości, strachu i miłości. Jest w tym wiele uroków. Wszystko ma swój cel. Coś świadczy o czymś. Coś jest z czegoś, czego powodem jest coś. Nie kontrolujące czyny, chociaż zawsze są trafione. Zawsze mam rację. Pełna wszelkich wartości, uczuć i wątków prywatna opowieść, krzywdzona przez rzeczywistość, bywa tragiczna. Jednak przeżyte, w nim i po nim, katharsis pozwala nam oczyścić siebie z błędnych emocji. Żałość przerwanego snu jest bolesna. Zdenerwowany otwieram oczy i kują mnie ostre promienie rzeczywistości. Budzi się prawdziwa świadomość. Opadają emocje, wysycha pot, ręce przestają się trząść. Kark boli, ale i serce boli. Czasem. Tęsknota do idealnego snu, który właśnie się skończył i nigdy nie powróci, choć taki krótki. Kilka godzin zamienione w ułamek sekundy, warty wszystkiego. Chcę tam być. Chcę coś cofnąć, coś naprawić. Za chwilę, zdaje mi się, że za kilkanaście godzin znów tam wrócę. Jednak kolejna książka będzie zupełnie inna. Nie ma takich samych historii. To nie my kierujemy tym stanem. Właśnie... Co, czy kto nim kieruje? Drugie życie, drugie przeznaczenie, drugi letarg, który wydaje się bez skaz, chociaż taki zwykły. Życie przedstawione bez problemów, chociaż tam są. Boimy się, ale tam bać się chcemy. Śmierć we śnie to luksus, na który pozwolić sobie mogą tylko nieliczni. Na wieczny sen, który nie trwa już, tyle co mgnienie oka. Trwa wieczność. Pewny jestem, że nie spotka mnie ten fart i wiecznie będę prawdziwie żył. Z tym całym syfem na plecach, który nie zmieści się w tym cholernym photoblogowym limicie. Rzeczywistość, trzeci rozdział książeczki. Ostatni i najkrótszy. Najuboższy we wszystko. Jedyny uzbrojony w brud tego Świata. Nie mam żadnych wartości. Żyję, bo żyję. Muszę skończyć swoją rolę na Ziemi. Dożywotnio skazany na to by żyć, przyjmuję nienawiść Matki Ziemi do jej dzierżawców. Przeznaczenie, które lubi się bawić biednym żołnierzykiem. Samotny wojownik na obcym froncie. Niestety nieśmiertelny. Chciałbym paść po jednej kuli. Nie tak zostało to ukartowane, jak bym chciał. Muszę być postrzelony tysiące razy w czasie akcji trzeciego rozdziału. Kule życia ranią boleśnie, ale nie zabijają. Odwrotu nie ma. Mogę tylko iść dalej, gdzie więcej przeciwników. Nie mogę nic zrobić. Wepchany w wir życia, poobijany, połamany ludzik. Bez jakichkolwiek perspektyw na lepsze jutro. Dlatego o tym nie piszę. Nie skłaniają mnie te katastroficzne wątki do zachowania tego i kultywowania. Czekam tylko na porę napisania "Koniec" na ostatniej stronie, nad podpisem moich "Srebrnych Myśli" Wtedy rozpoczynam pisać... Kolejną historię... Podzielona na trzy części malutka książeczka opisuje tylko jeden dzień. Pisząc swoją epopeję, zapełniam kartki swojego ulotnego umysłu. Jest dziś, wczoraj, przedwczoraj. Reszta odchodzi w niepamięć. Do następnego.