Nie wiem po co. Nie wiem jak. Dalej nic nie wiem. Nie wiem, dlaczego tu piszę. Pisze podświadomie. Nie myślę o tym co tu zostawiam po sobie. Same z siebie układają się literki. Spontanicznie tak, jednak niektórzy mówią, że sensownie. Mi nigdy się nie wydawało to sensowne, dlatego wstydzę się, gdy myślę, że właśnie to czytasz. Więc czemu piszę? Dla mnie to krzyk. Zamiast wyjść nad przepaść, patrząc na zachodzące słońce i wykrzykiwać, piszę.
Najczęściej wtedy, gdy nic nie wiem. Mam takie momenty, gdy jestem kamyczkiem wrzuconym do studzienki. Bezwładnie spadam, obijając się o ściany.
Trochę nieświadomie, jednak za głosem serca poszedłem złotym szlakiem, który okazał się błotnistą drogą, pełną cierni i gryzących w pięty węży. Chciałem wejść do raju. Otworzył mi wrota św. Piotr, a ja wszedłem. Wszedłem na różową chmurę i spadłem. Teraz pozostała mi tylko nadzieja, że tam wrócę.
Pewne sytuacje wymagają analizy, myślenia i dokonywania właściwych czynów i mówienia właściwych słów. Starałem się tego przestrzegać. Widocznie nie miałem wpływu na to co się stanie. Zasnąłem w niebie, obudziłem się w piekle. Teraz się dzieje to, o czym decyduje los. Niemożliwe jest to, by się działo to co ja chcę. Mogę jedynie wybierać mniejsze zło.
Po pełnym emocji, łez, śmiechu, szczęścia i (w końcu) dowartościowanie się, momencie wszystko się diametralnie odwróciło. Nie ma śmiechu- jest smutek. Nie ma emocji, bo jest szary letarg i wewnętrzne zduszenie. Kiedyś to się skończy. Ale jak? Znów odwróci się szala, czy wszystko stanie się rutyną? Na pewno nie będzie jak kiedyś. Wszystkie te sekundy z... właśnie. Pozostaną mi dożywotnie ślady tej złotej nici, na której się wieszam.
Nie wiem kto to wszystko układa, ale jest bardzo regularnie. Nie ma chwili, gdy nic nade mną nie wisi. Zawsze coś powoduje, że żyć trochę mniej się chce.
Czemu to, do czego dążymy, jest daleko? To co dla mnie ważne, nie odwdzięcza się tym samym. Kiedyś ktoś mądre słowa powiedział "Najgorzej jest być nikim, dla kogoś kto jest dla Ciebie wszystkim". Tak właśnie czasem jest. Przedmiot kultu, wiary, bóstwa. To najważniejsze. To oczko w głowie. Ten prywatny kawałek nieba. Ta muza, to natchnienie. Ta chęć to życia. Te słońce i bijące od niego promienie. Te zezowate szczęście. Ten cały Świat... a tyś głupi nie warty nawet jednego spojrzenia.
I pękające serce, litry łez, pocięte ręce, nieprzespane noce tego nie zmienią. Wtedy i nienawiść się skrada do szafy uczuć. I ta samotność tylko potęguje tą niezręczność. Wyrzucam z szafy to wszystko. I łzy i nienawiść i złość. Miłość jednak zostaje.