Ten blog będzie teraz służył do wylewania żali chyba...
Dziś specjalistów ciąg dalszy :) I to jakich specjalistów... są to ludzie, którzy mają 10 lat konie - 2 szt. i jak sami o sobie mówią: "mają kupę lat doświadczenia". Doświadczenie objawia się w sposób taki, że nigdy konno nie jeździli, kupili konie z litości i wybudowali boksy i zaczęli tuczenie, bo konie takie chude. Konie niepracujące, na padok wychodzące na krótko żarły jęczmień wiadrami - dosłownie! Dziwne, że się nie przekręciły... chyba tylko miłość trzymała je przy życiu. Widział ktoś folbluta (przp. konie hodowane do wyścigów, suche, podkasane) z rozłupanym zadem jak u zimnokrwistego? Z tłuszczem odłożonym w każdym możliwym miejscu na ciele? Każdy mający doświadczenie z folblutami powiedziałby, że się nie da. Da się!
No, ale konie stojące w boksach, a jedzące więcej niż sportowiec na najwyższym poziomie w końcu musiały zacząć fruwać, a właściciel przestał sobie radzić, więc zaczął szukać stajni... Znalazł stajnię 7 km od domu, która zgodziła się przyjąć konie, więc właściciel się koni zrzekł. Konie na dzień dobry zostały odchudzone i poszły pod siodło... no i się zaczęło. Tak się złożyło, że to ja na nie wtedy wsiadałam. Nie będę pisać, że nic nie umiały itp. bo to przecież oczywiste. Pierwsze jazdy to nauka reakcji na łydkę, owszem z batem i nie, nie lejąc konia bez sensu, nie lejąc go po głowie, pysku i na co tam durnego jeszcze można wpaść(w opowieściach oczywiście i tylko za plecami). Później już z górki, koń zaczął chodzić fajnie. No, ale owi właściciele nie mogli tego znieść i latali ode mnie ("Co tam słychać? Jak nasz konik? Jak twój konik?" itp. Milutko, grzecznie jakby nigdy nic) do właścicielki stajni i instruktorki ("Oni się znęcają, konia leją, koń się spocił, koń zestresowany, zmuszają ją żeby głowę miała w dół" itd.). W pewnym momencie instruktorka lub właścicielka (nie pamiętam) powiedziała wprost, że: "oni wiedzą co robią i proszę się nie wpieprzać". Ja w międzyczasie się dowiedziałam jak mi dupę obrabiają za plecami, więc z ich końmi dałam sobie spokój. Właściciele jednak nie odpuszczali i doszło do tego, że dostali zakaz przekraczania progu stajni. A w efekcie, że albo te konie zabierają w cholere, albo je zostawiają, ale przestają przyjeżdżać. No, ale jak to? Tak bez kontroli? Więc spłacili utrzymanie koni w tej stajni przez 10 m-cy (tak, tyle tam konie stały, a nie kilka lat jak opowiadają) i zabrali je do stajni bliżej domu, którą wcześniej objeżdżali i nie chcieli w te warunki koni wstawiać. No, ale wszystko zależy od punktu siedzenia, więc i opinię zmienili, że tak super, koń przestał chorować, nikt się nie znęca... no bo gdzie pójdą? 20 km dalej? Jak tam przyjeżdżać kilka razy dziennie? Poza tym w każdej stajni gdzie ludzie mają pojęcie szybko ich ustawią do pionu i komu będą opowiadać o swoim doświadczeniu? Więc nadal tam stoją.
Przez lata nic się nie nauczyli i koń stale kolkujący, po dwóch operacjach, wychodzi na padok na 2 h. Mało tego głoszą teorie, że koń od stałego dostępu do siana kolki może dostać. Tak... ludzie którzy u swoich koni przeszli dziesiątki kolek nadal nie mają pojęcia skąd kolka, jak zapobiegać itp. No bo po co zapobiegać jak można leczyć? Mało tego.. można uświadamiać innych swoimi teoriami i im doradzać w żywieniu.
Można obrobić mi dupę, stajni obrobić dupę i wszystkim wkoło też... Tylko uwaga. Mój koń <odpukać> nie kolkuje, poprzedni koń miał kolkę raz i to właśnie w tamtej stajni. W obecnej stajni gdzie tak się znęcają też konie kolek nie mają. Mało tego mój koń w obecnej stajni w końcu ma odpowiednią ilość ruchu i przestał sprawiać jakiekolwiek problemy.
Ale chwila moment. To dopiero jedna wersja tej historii... W oficjalnej wersji nasi specjaliści nie wspominają, o tych wszystkich szczegółach. Oficjalnie to konie były troszkę za grube ("Ale lepiej trochę za grube niż za chude." Nie, zdecydowanie zdrowszy chudszy), a nie skrajnie zatuczone. Nie wspominają też, że z poprzedniej stajni wylecieli, tylko mówią, że stajnię zmienili, bo w tamtej były złe warunki. Nie wspominają, że rękami i nogami bronili się przed przyjściem do obecnej stajni i zadecydowało to, że nie mieli wyjścia. Teraz twierdzą, że ta stajnia jest o wiele lepsza od poprzedniej, zapominając, ze tutaj koń kolkował o wiele częściej.
Ale to że zapominają wpomnieć o tych niewinnych szczególikach to pal licho... najgorsze jest to, że stale sobie dodają do swoich opowieści pikantne szczegóły.
Stałym i najdalej od prawdy leżącym dodatkiem jest to, że ich konia w pysk uderzyłam... w zależności od dnia i nastroju raz mówią, że uderzyłam go pięścią, innym razem to samo opisują, ale już uderzyłam batem. Jak to zwykle z kłamstwami bywa... można się pomylić. W sumie ja też zapominam pewne rzeczy, ale no raczej nie coś co bym opowiadała ludziom co najmniej raz w miesiącu.
Eh Ci ludzie mogą mnie nienawidzić, nie muszą mieć nawet powodu, przecież można kogoś po prostu nie znosić... iiiiii nie przeszkadza mi to wcale ;) Ale szokujące jest dla mnie jedno. Że Ci sami ludzie, którzy wszystkim opowiadają jak do pary z trenerem znęcaliśmy się nad jego koniem i tym podobne (nie da się zliczyć), że Ci sami ludzie później podchodzą do mnie i zagadują co tam słychać... jak mój koń... opowiadają o swoich koniach itd. Rozmowa jakby NIGDY NIC! Nawet moja matka była zszokowana jak uslyszała w jaki sposób nam jebią dupe za plecami, bo "Przecież ten Pan taki miły jest. Zawsze pogadał, chętny do pomocy". Sory, ale jakby ktoś mojego konia napieprzał po pysku i nie wiadomo co jeszcze mu robił, to bym się od tej osoby trzymała jak najdalej i nie chciała z nią mieć nic wspólnego, a nie jeszcze zagadywała i opowiadała co u konia słychać. Albo bym wygarnęła prosto w oczy! No ale jak wygarnąć coś co nie miało miejsca? Kiedy się obrabia tyłek za plecami to obrabiany nie może się bronić, więc wszystko przejdzie.
Napisałam całe wypracowanie, a i tak nie napisałam o 70 % sytuacji :D
Z jednej strony mam to w dupie, a z drugiej mnie to frustruje. Bo ktoś kto się zna jak usłyszy te ich historie o więzi z koniem to szybko będzie wiedział z kim ma doczynienia. A jak uslyszy o moim znęcaniu się, braku wiedzy itp. to zweryfikuje to szybko patrząc jak pracuję z koniem (nie idealnie niestety, nie na najwyższym poziomie, ale chodziaż się rozwijam). Gorzej, że nie każdy się zna na tyle i nie każdy ma możliwość zweryfikować... a przecież taki miły Pan nie ma interesu w tym, żeby kogoś bezpodstawnie mieszać z błotem... A jednak :/
I szkoda mi dwóch osób. Bo pozostałe pasują tam jak ulał i nie szkoda mi ich wcale, niech marnują czas. Szkoda mi przede wszystkim jednej osoby, która jako jedyna w tym miejscu chce się rozwijać, czyta, edukuje się i pomimo młodego wieku wyróżnia się tam pokorą i właśnie chęcią rozwoju... a jest przez to gnojona i nie może nic z tym zrobić. Ba, ta osoba ma większą wiedzę niż Ci wszyscy specjaliści i to jest właśnie problem chyba. Nie pasuje do ogółu...
PS. A dlaczego piszę o tym tu, a nie powiem im wprost? Po pierwsze... takim ludziom nie ma sensu niczego mówić, ani tłumaczyć, bo przecież lepiej wiedzą. Po drugie... przy mnie nigdy tych nie stworzonych historii nie opowiadają, wiadomo dlaczego, więc nie mam możliwości tego sprostować, a sama tematu zaczynać nie będę bo i po co? Patrz pkt pierwszy. Po co w ogóle to piszę? Z tego samego powodu co ostatnio. Trochę mi to ciąży, ale przede wszystkim do tej pory uważałam, że lepiej pewne rzeczy zwyczajnie przemilczeć, ale teraz widzę, że oni to wykorzystują. I tak... jeśli tylko byłaby okazja (czyli poruszono by ten temat przy mnie) to powiem głośno to samo co i tu.