Właśnie B. odprowadził mnie do domu, pod same drzwi..
Zawaliłam dzisiejszy dzień.
Oto co zjadłam:
- frytki
- loda,
- 2 naleśniki
Ale nieżej Wam wszystko opowiem...
No więc mając mega doła, z bolącym brzuchem wyszłam na dwór
Przejść się..
No i po drodze spotkałam dobrego kolege, mojego i B., widział, że płakałam, i spytał co się stało.
No więc wszystko mu powiedziałam, wyryczałam się.. I zrobiło mi się słabo,z emocji, z okresu, z bólu.. No i F. wziął mnie na ręcę, zeby zanieśc na ławke, i B to widział. Podbiegł, a dalej nie pamiętam. Obudziłam się, leżąc na ławce, pod glową miałam bluze F a nakryta byłam bluzą B. Posiedzieli ze mną trochę, F pytał sie jak sie czuje, czy nie zawieść mnie do szpitała, a B siedział cicho.
Po pewnym czasie F musiał iść, więc chciałam wstać oddać mu bluzę, a na to B:"co ty robisz? Masz odpoczywać!"
Powiedziałam, że nic mi nie jest, on się dziwnie popatrzył i powiedział, że no ok, że zobaczymy. Usiadłam, posiedziałam chwile i chciałam wstać i iść, ale trochę mną zachwiało, więc wziął mnie na ręcę i zaniósł do takiego hm. jakby baru, restauracji, że wiecie można zjeść obiad, napić się, pograć w bilard, pooglądać tv... Tam pracuje jego mama, posadził mnie na krześle, poszedł, i wrócił z talerzem frytek i kazał mi jeść. Tak się upierał, że w końcu z płaczem zjadłam połowe. No i chciałam iśc do domu, ale że mieszkam 2km stamtąd, a on niecałe poł, więc zabrał mnie do siebie, tam jego brat wcisnął we mnie te 2 naleśniki, a potem loda.. Eh..
Po pewnym czasie zapytałam go dlaczego już mnie nie kocha.
Wiecie co powiedział?
Że mnie kocha. Ale widzi jak próbuje się zmieniać, dążyć do jakichś chorych ideałow, do jakichś kości. Że się odchudzam. Ja mu na to, że przecież nic nie schudłam. A on, że nie musze chudnąć, żeby widział, ze sie odchudzam. Powiedział, że tak się tym wszystkim przejmuje, że nie jestem taka radosna, szczęśliwa. Nie uśmiecham się.
No nie wiem. Możliwe,w końcu martwię się tym, ze jestem gruba.
Powiedział, że jest mu przykro. Że wie, że w dużej mierze robie to przez niego, że się boje że przestane mu się podobać. (owszem, jest tak) Powiedział, że go ranię. Że nie doceniam jego miłości.. Bo on mnie kocha i zawsze będzie. Ale muszę w końcu docenić siebie, zrozumieć że jestem piękna i mądra, i że nie powinnam się ciągle porównywać do innych, bo jestem jedyna w swoim rodzaju, wyjątkowa i nie powinnam się upodabniać do całej szarej reszty, bo do tej pory byłam iskierką, która paliła sie i rozpalała ten cały szary tłum dookoła, a teraz staję się cześcią tego ponurego tłumu. Powiedział, że nie chce żebym się zmieniała. Po prostu.
Popłakałam się. on też. Odprowadził mnie do domu, powiedział, ze nie chce tracić tej radosnej mnie którą byłam jak mnie poznał. i że wierzy ze bedzie dobrze. Poprosił żebym odpoczęła, a jutro jak będę chciała wyjśc, zebym zadzwoniła, bo nie puści mnie samej bo się martwi.
Wiecie co? Kocham go. I wiem, że on mnie też, że chce dla mnie dobrze.
Uhh.. Przepraszam, ze zawaliłam, ale widzicie jaka jest sytuacja, postaram się troche nadrobić to ćwiczeniami, ale brzuch mnie tak strasznie boli, ze nie dam rady dużo zrobić. Przepraszam
Wiec dni bez zawalania zaczynam liczyć od początku!
Przepraszam, ale związek jest dla mnie ważniejszy niż dieta.
ZAWALIŁAM!