Mętlik w głowie..
Wczorajszy dzień dowalający w chuj..
Aktualnie dla zabicia czasu sprzątam pokój (przynajmniej się staram).Piszę z mamusią, jakoś żyje, pewnie jakoś chodzi, ale mówi, że póki tabletki działają to jest ok.
Cieszę się.
Pogrzeb wujka Julka w sobotę.
A za 13 dni wyjeżdżam sobię z Wikusią na Lazurowe wybrzeże, nawet to mnie jakoś nie pociesza.
Z racji wyjazdu dziś jadę z tatusiem do narodowego funduszu zdrowia wyrobić mi kartę EKUZ (europejską kartę ubezpieczenia zdrowotnego)
Zaraz idę po siostrę i lecim na Podwale i wgl wszytsko pięknie.
Prawie pięknie.
Satysfakcjonuje mnie fakt, że tata pod nieobecność mamy nie robi aż takich awantur (przynajmniej nie do mnie) nie wliczając w to Wioletki, która sama się o to prosi, bo jest rozpieszczonym gówniarzem, który jak zacznie ryczeć i drzeć morde to dostanie wszystko czego chce .
Chcę z powrotem lato, chcę żeby było ciepło, chcę Maćka .
Ale wszystko zaczyna się tak jak wcześniej.
I muszę radzić sobię z problemami sama.
Nie mam nawet z kim porozmawiać, a gdyby nawet to nie wiem jak .
A w chuj potrzebuję takiej osoby.
Wszyscy nagle stali się chorzy, ja chyba też , ale do 30-ego muszę wyzdrowieć, bo wyjazd.
10 dni w zajebistych miejscach.
10 dni w takich pięknych ciepłych miastach BEZ NADZORU RODZICÓW, marzenie :)
Dziękuję mamo, że się zgodziłaś.
Jesteś najwspanialsza.
I kocham Cię!
Bądź dzielna!
Wierzę w Ciebie!
I dziękuję, że Cię mam.