Minął dokładnie tydzień od zakończenia według mnie najlepszej imprezy w Polsce czyli Woodstock'a . Tydzień minał a ja nadal czuję się tak jakby to było wczoraj, niesamowite przeżycie.
A wszystko zaczeło się jeszcze w moim mieście na stacji PKP w którym to czekalisy ponad 2 h z powodu usterki lokomotywy. Normalnie bym się załamał, jednak to było najlepsze dwugodzinne opóźnienie w moim życiu :D. Ludzie załapali klimat w tym czasie, nakręcili się śpiewami oraz dopalaczami (mandarynka 40% rlz), tańce śpiewy nie opuściły nas przez cała trasę (253km) tak się rozkręciło podczas jazdy, że stworzyliśmy POGO w jednym z wagonów.
5h jazdy ciuchociągiem = wataha nowych znajomych :D a to było tylko preludium do prawdziwej zabawy.
Na miejsce dotarliśmy ok 00.00 i staneliśmy przed pierwszym wyzwaniem....trzeba rozbić namioty. . .
. . . 2 godziny później w końcu mogliśmy "zasnąć" w naszym szałasie xD.
Tak właśnie minął dzień przed pierwszym dniem Woodstocku :)
Na następny dzień okazało sie, że wybraliśmy strategicznie naprawde zajebiste miejsce na rozłożenie się. Blisko do natryskow, toalet, lasku w którym szukaliśmy schronienia przed słońcem i do sceny Folkowej :) wszedzie mielismy blisko i było by cool gdyby nie jeden szkopuł :D niedaleko nas rozbił się Przystanek Jezus xD i naprawde nie miałbym nic przeciwko w końcu jestem wierzącym, ale ile można śpiewac jedną i tą sama piosenkę (na nana nana nana na na na na JEZUS!!...) xD później się polepszyło zaczeli grać na gitarze znane kawałki Dżemu az im struny popekały ( w sumie to nawet dobrze bo śpiewać to nie umieli). Po rozpoznaniu terenu, mogliśmy sprawdzić w informatorze kto dziś gra na głownej scenie ... właściwie w pierwszym dniu bylismy na każdym koncercie z głównej sceny. Przy reggae mogliście zobaczyć moją facjetę na telebimie o ile ogladaliscie videorelacje na onecie.
Po reggae nieznanego mi zespołu przy ktorym szczerze mowiac fajnie się bawiłęm przyszła pora na mocniejsze uderzenie ;d czyli Volbeat... i tu znowu nowe wyzwanie , po POGO przyszła pora na tzw. Wall of Death. Na początku nie zkminiłem o co chodzi dopóki wokalista nie krzyknał "Are You ready for DEATH?" odpowiedź tłumu była jednoznaczna.."YEEEEES" . Zderzenie się dwóch grup tłumu było hardcorowe ;D w pewnym momencie myslałem ze mi nogę połamią, jednak dałem radę. Po takim przezyciu stwierdziłem, iż trzeba się ewakuować . Teraz przyszła kolej na odwiedzenie Hary Krysznów, poszedłem tam z 2 przyjaciółmi posłuchać co maja do powiedzenia ...po 3 min ćwiczeń i odpowiedzi na jedno pytanie stwierdziłem że to dziwni ludzie :D ale żarcie mieli świetne (no i tanie). Po tym mieliśmy jeszcze pare przygód, ale musiałbym raczej napisać ksiażkę o tym by wszystko ze sobą w miare logiczny sposób połaczyć.
C.D.N