Tak jak obiecałem... piszę kolejny wpis na temat mojego wyjazdu...
Tym razem jednak będzie on od tej smutnej strony, która mnie dopadła w czasie i po wyjeździe...
Zacznę od momentu kiedy to byłem na 18-tce. To był też powód dla którego tam pojechałem... W sumie tak myślałem na początku. Później wiedziałem, że to tylko przykrywka by spotkać się z Kise...
Będąc już na samej imprezie poczułem się... okropnie. Dopadła mnie samotność, tak jakbym był tylko powietrzem, niezauważalny... Na dodatek jeszcze widziałem jak Kise obściskiwała się ze swoim chłopakiem, by pokazać (najprawdopodobniej) jacy to Oni są szczęśliwi razem... Oczywiście, była też pod wpływem alkoholu... Nie myślała do końca co robi...
Bolało mnie też, gdy widziałem jak wychodzili tylko razem, by móc się miziać... Całować i tulić tak, by nikt nie widział...
Jeszcze nie zapomnę jak się tulili razem, a chcieli mnie zaprosić bym stanął obok nich... Yhh... to bolało... Wystarczająco mocno, nie potrzebowałem widzieć tego aż z takiego bliska...
Na początku tego tak nie odczuwałem, jakoś... nie przeszkadzało mi to, chociaż powoli się zbliżaliśmy do siebie, otwieraliśmy, pozwalaliśmy sobie na więcej luzu, zbliżeń...
Jednak wszystko we mnie pękło w pewnym momencie... Chodziłem smutny, co zauważyła Jubilatka. Później jednak jakby zwolniły się wszystkie bariery i gdy poszedłem do łazienki... ryczałem jak głupi... Dobrze, że nikt tego nie widział.
Nie potrafiłem się bawić, chociaż chciałem... Cały czas widziałem jak Oni się tam tulą, Kise siedzi mu na kolanach...
Może to tylko na pokaz? Nie wiem... Może taka po prostu jest, gdy alkohol zwolni Jej hamulce, chociaż wątpie...
Później starałem się jak najwięcej przebywać poza tym widokiem. Wychodziłem na dwór, gadałem z koleżanką przez telefon.
Jedyne co mnie pocieszyło to fakt, że Kise... martwiła się o mnie, gdy nagle zniknąłem i nie było mnie długo. Wiedziała nawet dokładnie kiedy wyszedłem i ile mnie nie było... Może to tylko przyjacielska troska? Nie wiem... niestety nie wiem co siedzi Jej w głowie...
Powiedziałem Jej o tym płaczu w łazience, to wyzwała mnie od głupka... w sumie jak zwykle i rozluźniła się sprawa (to było po imprezie, gdy Jej chłopak pojechał do domu). Zapewne wiedziała co tak naprawdę chodziło mi po głowie, a nie jak Jej powiedziałem, że czułem się samotny...
Kolejny raz kiedy dopadła mnie nostalgia, to gdy już wracałem do domu i byłem we Wrocławiu. Zobaczyłem, że jest ten sam pociąg na stacji, co jechałem do Kise. Musiałem zobaczyć jak odjeżdża w tamtą stronę.
Miałem tak wielką ochotę wsiąść, ale... nie było po co...
Ostatnim takim ciężkim przypadkiem to kiedy już siedziałem w Polskim Busie do Łodzi... Wyspałem się i zacząłem analizować w tym półmroku całe przeżyte chwilę z Kise i... rozpłakałem się ponownie. Płakałem straszliwie, ale musiałem się ograniczać z odgłosami, by nikt nie usłyszał...
Tyle wspólnych chwil, tyle zbliżen... Tęsknota... to była tęsknota za Jej ciepłem - tuleniem, dotykiem dłoni, za Jej przepiękną urodą i wspólną wymianą zdań, uśmiechów...
Nawet teraz zachciało mi się płakać, gdy o tym myślę... Yhh...
Najlepiej pójdę już spać... Tak będzie najlepiej, chociaz jakbym się popłakał, to by mi ulżyło.. Chyba.
Trzymajcie się i życzę Wam byście nie musieli tyle cierpieć co ja.
Dobranoc, kolorowych ^^