Carpe Diem
12 Lot upłynął nam całkiem przyjemnie i bez większych komplikacji. Czułam się szczęśliwa mając u boku Erica. Jest moim największym pragnieniem.
Wtuleni w siebie szliśmy jedną z włoskich ulic. To miejsce jest jakieś takie magiczne, wyjątkowe...
Z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka.
- O czym tak myślisz?
- O nas.
- I co wymyśliłaś? Uśmiechnął się, wystawiając rządek białych i prostych zębów.
- Wymyśliłam, że kocham cię bardziej niż kogokolwiek innego, a po za tym doszłam do wniosku, że jesteś moim największym skarbem.
- Też cię kocham myszko. - Myszko. Jakie to słodkie. Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Za każdym razem, gdy nasze języki spotykały się, czułam szalejące motylki w brzuchu.
Gdy dotarliśmy już do domu mojego kumpla zastała nas dziwna niespodzianka.
- Yyy. Cześć, zostaliśmy Bruna?
- Cześć. Tak, już go wołam. Wejdźcie. - Drzwi otworzyła nam młoda kobieta. Miała średniej długości rude włosy i niebieskie oczy, co u rudych jest niespotykane. Figurę podkreślał jej pasek od szafloka. - Bruno nic nie wspomniał, że spodziewa się gości...
- No bo my nie zdążyliśmy się zapowiedzieć... Tak w ogóle to przepraszamy za nocne najście. - Odpowiedziałem zakłopotany.
- Nie ma sprawy.
- Jestem Eric, a to moja dziewczyna Jasmin.
- Ja jestem Megan, żona Bruna. - Uścisnęła nam dłonie.
- Eric! Siema bracie. Kupę lat! - Rzucił się na mnie mierzwiąc mi włosy.
- No cześć. Widzę, że nieźle się urządziłeś. - Kiwnąłem głową w stronę Megan. Zarumieniła się.
Przedstawiłem przyjacielowi i jego zdobyczy całą historię.
- Wiesz ... nie ma problemu, tylko nie wiem... - Rozległ się płacz dziecka. - Przerwał. - Tylko nie wiem, czy wam Jacke nie będzie przeszkadzał. - Wstał.
- Nie. Zostań. Ja pójdę. Zajmij się gośćmi.
- Gratuluję.
- Dzięki.
- Stary powiedz, kiedy ty się ożeniłeś?
- Jakieś pół roku temu. Jak tylko Megan skończyła 18 lat.
- Czyli ślub na szybkiego?
- Nie no. Jak się przeprowadziłeś do Anglii poznałem Megan, czyli dwa lata temu i od tego czasu jesteśmy razem. I wiesz... za pierwszym razem zostaliśmy rodzicami. Mały jest taki grzeczny i kochany.
- Zmiękłeś chłopie.
- No w końcu jest ze mną. Zaśmiała się Megan, niosąc na rękach małego synka.
- O Jezu, jaki słodki. - Westchnęła Jamin.
- Chcesz go potrzymać? - Megan kierowała się w stronę Jasmin.
- Ja nie potrafię zajmować się dziećmi. Nawet nie miałam rodzeństwa.
- To nic trudnego. Główkę połóż na łokciu i przytul go do piersi. - Tak też zrobiła. Widziałem w jej oczach troskę, ale też lęk o maleństwo.
- Widzisz? Mówiłam Ci. Ja sama musiałam się wszystkiego nauczyć. Rodzice wyrzucili mnie z domu zaraz po tym jak powiedziałam im, że jestem w ciąży.
- Przykro mi.
- Spoko. Dobrze, że mam Bruna. - przytuliła się do niego, całując w czoło.
- Chcielibyśmy was przeprosić za najście o 4 nad ranem.
- Nie ma sprawy i tak za godzinę wstawałbym do pracy. - Odezwał się mój przyjaciel.
- Przygotuje wam pokój. A może głodni jesteście? - Spytała.
- Nie jesteśmy głodni. Dziękujemy.
- Łazienka jest tutaj na lewo. - Wskazał palcem Bruno. - Zajmiesz się Jackiem chwilę? - Zwrócił się do Jamin. - Ja będę się już zbierał do pracy.
- Jasne.
- I co kochanie? Fajne takie maleństwo, co? Chciałabyś mieć swojego dzidziusia? - Spytałem, gdy zostaliśmy sami.
- Chciałabym. - Delikatnie musnąłem jej usta. - Ale jeszcze nie teraz.
- Dobrze. Dasz mi go na chwilkę?
- Uważaj. - Położyła Jacka na mojej ręce, a ja poczułem. Że chce mieć teraz rodzinę. Że chcę się budzić o każdej porze dnia i nocy, tylko po to, aby takiemu malutkiemu skarbowi zmienić pieluchę, czy też nakarmić. Chce harować w pracy z myślą o tym, że gdy wrócę, będzie czekała na mnie moja śliczna żona i synek ... albo córka. Oczywiście jestem świadomy tego, że dopóki nie znajdziemy mieszkania i pracy, nie ma co zakładać rodziny. Chce, żeby moje dziecko miało wszystko, co najlepsze.
- Pokój gotowy. - Powiedziała Megan i podeszła do mnie, pytając: - Mogę go już zabrać do łóżeczka?
- T-a-a-k. Jasne.
- Wiecie co i jak, więc ... dobranoc.
- Dobranoc.
CDN.