Carpe Diem
6 Siedziałam skulona w samochodzie łkając. Ojciec całą drogę na mnie krzyczał. Mógłby sobie darować. Przez tyle lat się nie nauczył, że krzykiem nic nie zdziała, a nawet pogorszy sprawę...
Gdy już się wykrzyczał, resztę drogi pokonaliśmy w ciszy.
Dwie godziny później byliśmy już w domu. Matka udawała skruchę, jakbym nie wiedziała, że wolałaby, żebym nie wróciła do domu. Ostatnio pogorszyło mi się zdrowie, przez co często lądowałam w szpitalu.
W sumie nie dziwię się, dlaczego mnie tak nienawidzą. Gumki zawiodły i tak powstałam. Nie chcieli mnie. Cały ich życiowy plan legł w gruzach. Już nie mogli podróżować po całym świecie. Mieli na głowie takiego wrzoda, jakim jestem jestem ja. W wieku dziesięciu lat, gdy już zrozumiałam, że stanowię dla nich pewien rodzaj przeszkody i problemu, postanowiłam usunąć się im z drogi. Oddalałam się od nich. Z dnia na dzień spędzałam z nimi coraz mniej czasu na korzyść dla nich. Zastanawiałam się, dlaczego nie zostawili mnie w Oknie Życia? Może tam ktoś by mnie na prawdę pokochał? No właśnie... Może.
Weszłam do swojego pokoju. Był jakiś inny. Taki... nie mój. Zapaliłam światło, a tam, na środku pokoju stało wielkie dębowe biurko, leżały na nim sterty papierów. Obok był metalowy kosz na śmieci. Super. Jeszcze z mojego pokoju zrobili sobie gabinet. Fakt - dom był mały. ale mogli pracować w salonie, jak za dawnych czasów. Heh. Śmieszne to. Czego się spodziewałam? Że będą z utęsknieniem na taką nieudacznicę czekać? Tak, tak. Nadzieja matką głupich.
Stałam tak w drzwiach dopóki nie wpadł do pokoju tata, krzycząc:
- Co ty tu robisz?!
- Mieszkam tu?!
- Już nie. Potrzebuję gabinetu.
- Aaa i dlatego wziąłeś sobie mój pokój?
- To, że mieszkałaś w nim, wcale nie oznacza, że jest twój.
- Powiedz jeszcze, że książki, które kupiłam za wasze pieniądze, też nie są moje! - Ironizowałam go.
- Bo nie są!
- Świetnie!
- Idź do piwnicy. Tam masz swoje łóżko.
- Co?! Żartujesz sobie? Całkowicie ci odbiło?! Jeszcze teraz mam spać w zimnej piwnicy?! - Do oczu zaczęły napływać mi słone łzy.
- A co? Wolisz spać na dworze?
- A żebyś wiedział!
- Proszę bardzo. - Złapał mnie za przed ramię i mocno szarpnął w stronę drzwi wyjściowych.
Po prostu wyrzucił mnie z domu. Rzucił mi tylko jakąś starą bluzę, mówiąc:
- Nigdzie się nie wybieraj przypadkiem. - Trzasnął drzwiami, przekręcając klucz.
Emocje wzięły górę. Łzy spływały strumieniami Będzie mnie teraz traktował jak jakąś szmatę? W ogóle matka nie ma teraz nic do powiedzenia? Czasami broniła mnie. Czasami...
Płakałam tak długo, że nawet się nie zorientowałam kiedy zasnęłam.
CDN.
Wybaczcie, że tak późno, ale potrzebowałam konsultacji z moją kochaną redaktorką <3
I jak Wam się podoba?