Pomoc zabłąkanym, część 38.
Kolejne dni i miesiące mijały normalnie, beztrosko ... do czasu moich urodzin ...
Okazało się jednak, że urodzę synka. Charli był w siódmym niebie. Ja też się cieszyłam.
Kris ze swoją rodziną odwiedzali nas czasem i odwrotnie - my Ich.
Studia studiami. Koleżanki cieszyły się z mojej ciąży, ale też przejmowały się, czy skończymy razem studia, czy wezmę dziekankę...
A duchy ... przychodziły jak zawsze.
***
Kilka tygodni przed moimi urodzinami zaczęłam mieć wizje śmierci. Nie mojej, lecz kobiety, której twarzy nigdy nie widziałam. Zawsze stała tyłem i nie mogłam Jej dostrzec. Jej śmierć była różna. Raz Ja pociąg rozjechał, gdy szła torami. Innym razem ktoś Ją zastrzelił ... i jeszcze inne odsłony JEJ śmierci przedstawiał mi jakiś duch. Nie wiedziałam, o co chodzi.
W dniu moich urodzin duchy pęczniały, rozmnażały się w moich oczach. Widziałam ich setki. Próbowałam zacząć Im pomagać, ale gdy tylko zaczęłam od razu uciekały i pojawiały się kolejne, nowe duchy... Postanowiłam się NIMI nie przejmować i cieszyć się moimi dwudziestymi piątymi urodzinami.
- Wszystko już gotowe? - Spytał Charli.
- Myślę, że tak. - Uśmiechnęłam się i spojrzałam na blaty kuchenne, czy mamy wszystko.
- Za pół godziny przyjdą goście, zdążysz się zrobić na boginię?
- Jeśli mi pomożesz ... to zobaczymy co się da zrobić... - Zaczęliśmy się śmiać i udaliśmy się do sypialni.
Ubrałam się w perłoworóżową, luźniejszą sukienkę przed kolano, odcinaną pod biustem z kokardką, do tego czarne baleriny ze względu ma dziecko, w końcu to już szósty miesiąc ciąży, i również czarne dodatki. Oczy delikatnie podkreśliłam białą kredką, aby optycznie je powiększyć i pomalowałam się tuszem. Usta lekko musnęłam różową pomadką. Włosy rano fryzjerka upięła mi w kokardę. Charli oczywiście ubrał koszulę pod kolor mojej sukienki oraz czarne spodnie od garnituru i krawat.
- Pomóż Ci w czymś? - Zapytał wchodząc do łazienki.
- Teraz już nie trzeba. - Uśmiechnęłam się zadziornie i wychodząc musnęłam Jego wargi. Złapał mnie za nadgarstek, przyciągnął do siebie i zachłannie pocałował.
- Pamiętasz zeszłoroczne Twoje urodziny?
- Nasze zaręczyny...
- Kocham Cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie dnia bez Ciebie.
- Ja Ciebie też. - Czułości przerwał Nam dźwięk dzwonka.
Impreza, jak impreza. Znajomi troszkę po pili, po jedli i się zmyli. Duchy oczywiście nie odpuszczały i miałam wrażenie, że zrobiłam imprezę, na którą zaprosiłam z milion gości, ale przebrnęłam przez ten dzień.
Następnego dnia wybraliśmy się z Charlim na spacer, było południe. Szliśmy sobie w ciszy chodnikiem, oglądając z daleka wystawy sklepowe, kiedy ni z tą ni zowąd wyłonił się stary znajomy Charliego. Rozmawiali chwilę... Moją uwagę przykuła pewna wystawa z dziecięcą odzieżą. Oddaliłam się od Nich i wyszłam na jezdnię... Nagle na jezdni znalazł się samochód i ... bum!
Charli podbiegł do mojego ciała. Sprawdził puls i powiedział płacząc.
- Nie żyje... Zabije Cię skurwielu! Wiesz, co zrobiłeś?! Zabiłeś mi żonę i dziecko! - Mówiąc to trząsł ciałem młodego chłopaka. Zaczął Go bić.
Zastanawiacie się pewnie, kto jest narratorem tego opowiadania?! Otóż to ja we własnej osobie... No może nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jestem teraz duchem i nie wiem gdzie jestem. Nie wiem jak wyjść z tej próżni? czy cokolwiek to jest... Nie mogę zejść na ziemię ... nie mogę nigdzie pójść. Gdziekolwiek pójdę, tam tylko ciemność. Jestem tu z moim maluszkiem, który nigdy się nie narodzi...
Co się stało z Charlim, Kris, Czakiem i innymi osobami? Nie wiem. Ja nic nie wiem. Nawet nie wiem od jak długo TU jestem, w TYM dziwnym miejscu... Słysze TYLKO czasami dźwięk echa ducha z lotniska:
- Nie pomogłaś Nam. Nie liczyłaś się z Nami, myślałaś tylko o sobie. Teraz płacisz za to...
Czy ktoś mi pomoże? Czy jest ktoś, kto ma dar widzenia duchów?
KONIEC.
No to mamy koniec. W poniedziałek ruszamy z nowym opowiadaniem :)
I co sądzicie o TYM opowiadaniu? (Każdego czytającego proszę o komentarz i klika.)