Pomoc zabłąkanym, część 23.
- No to jedziemy. Zrobimy sobie dwa dni wolnego od studiów, możemy pojechać nawet teraz, a wrócimy w poniedziałek...
- Jesteś kochany! - Rzuciłam się na Niego i zaczęłam całować... - Dziękuję.
- Nie ma za co Skarbie... Sam za Nią tęsknie... - Przytulił się. - Dobra Złotko, zbieraj się, a ja sprawdzę, czy jest jakiś samolot. - Po 10 minutach byłam spakowana, Charli jeszcze rozmawiał przez telefon, więc postanowiłam Go spakować. Po chwili wrócił.
- Jak się pospieszymy z pakowaniem to przytrzymają dla nas chwilę samolot.
- Jesteśmy spakowani. Tylko trzeba, coś do jedzenia zrobić, albo kupić...
- Jesteś mega... Skarbie ja szybko wezmę prysznic, bo w końcu nie zdążyłem i za raz jedziemy...
- Ej, ja też chce. - Zrobiłam minkę szczeniaczka.
- No chodź... - Zaczął się śmiać. Umyliśmy się, oczywiście Charli musiał mi włosy zmoczyć, więc gdy wyszłam od razu je podsuszyłam i spięłam w koka wypuszczając kilka kosmyków, zrobiłam lekkie kreski lajnerem i musnęłam rzęsy tuszem, na usta nałożyłam czerwoną szminkę, ubrałam czarne rurki, czerwoną, luźniejszą bluzkę i do tego moje ukochane czarne szpilki z czerwoną podeszwą i obcasem. Wszystko zajęło mi jakieś siedem minut. Charli jakby coś wyczuł i ubrał się bardzo podobnie - czarne spodnie zwężane dołem i obcisłą czerwoną koszulkę.
- Wow. Wyglądasz... cudnie.
- E tam... Normalnie. Bywało lepiej. Ale chyba podglądałeś jak się ubierałam, bo jesteśmy bardzo podobnie ubrani. - Zaczęłam się śmiać, podeszłam do Niego i lekko Go musnęłam w usta, żeby nie miał czerwonych. Zaciągnęłam się Jego zapachem, moich ulubionych perfum... Działały na mnie kojąco...
- Chodź księżniczko...
- No już. Tylko jakąś większą torbę wezmę, żebyśmy mieli gdzie wsadzić jedzenie... Staniemy po drodze w sklepie...
- Dobrze. - Mieliśmy tylko piętnaście minut z czego za dziesięć miał odlecieć samolot. Szybko wpadliśmy do sklepu, kupiliśmy kilka drożdżówek, jabłek, wodę niegazowaną i czekolady.
- No to mamy dziesięć minut na dojazd, a za pięć odlatuje. Nie zdążymy!
- Spokojnie Mała... Zdążymy. Mówię Ci. Poczekają na nas. - Po kilku minutach byliśmy już na lotnisku, biegliśmy w stronę butki, żeby odebrać bilety i za nie zapłacić... Nie sprawdzali zawartości toreb, bo Charli zostawił pokaźną sumę. Usłyszeliśmy Tylko:
- Za dwie minuty wystartuje samolot Boeing 747 do Ameryki Południowej. Proszę wybaczyć za to kilku minutowe spóźnienie. - Chwilę później lecieliśmy już w samolocie.
- Wiesz... jesteś wielka.
- Czemu?
- Obleciałaś całe lotnisko i parking na jedenastocentymetrowych szpilkach. - Zaczął się śmiać. Spojrzałam na nogi.
- Wiesz... Zapomniałam, że jestem w szpilkach, ale patrz, są w nienaruszonym stanie. - Zaczęliśmy się namiętnie całować, kiedy przeszkodziło nam chrząknięcie starszej Pani, której najwyraźniej to przeszkadzało.
- Przepraszamy. - Powiedziałam, a Charli i tak mnie jeszcze pocałował.
- Musiałem. - Wyszczerzył się.
- Ej Ty głuptasku... Jesteś cały w mojej szmince. - Zaczęliśmy się śmiać. Wzięłam z torby chusteczkę i z tarłam resztki szminki z Jego buzi. Lecieliśmy dopiero pół godziny, a ja zrobiłam się już senna. Ściągnęłam szpilki, pociągnęłam nogi na siedzenie i wtuliłam się w tors Charliego. Chwilę później już spałam. Słyszałam jeszcze słowa stewardessy:
- Potrzeba coś Państwu?
- Ma Pani jakiś koc?
- Tak, zaraz przyniosę. - Po chwili ktoś mnie okrył kocem.
- Dziękuję. - Oparł Charli. Poczułam jeszcze jak pocałował mnie w czoło i już usnęłam na dobre...
CDN.
Serce, weź się w garść, przecież jestem z Tobą - poradzimy sobie ze światem,
w którym tylko sku*wysyństwo jeszcze nie wymarło...