Mój kochany tato. Jak zawsze, musiał zrobic piekło. Przyznaję się, było trochę mojej winy, padł mi telefon, nie powiedziałam z kim jestem i co robię. Grunt, to wpaśc w paranoję i nakręcac się nawzajem: moja mama - Ewelina, no kochane są. A ja grzecznie spędzałam wieczór w pubie przy piwie. Znowu ;)
Dzisiaj wszystko przeciwko mnie: zaspałam, spóźniłam się na tramwaj, jakimś cudem uniknęłyśmy mandatu od czterech panów policjantów... Za to teoria zrobiona. Pora na jazdy! Ale to jak wrócę...
Zaczęłam się pakowac. I kurwa jak zwykle się nie zmieszczę. Dopiero połowa rzeczy, a walizka pełna.
Będę upychac na siłę, dam radę! :)
Jak spojrzałam na telefon i na wyświetlaczu zobaczyłam nieodebrane połączenie od Ciebie, nie wiedziałam, co zrobic. Jakoś dziwnie się poczułam... Powiedz mi, czego ode mnie oczekujesz? Wtedy ryczałam przez Ciebie całą noc, czy to nie wystarczy? Chyba oboje przystaliśmy na takie zakończenie. Szkoda. Jak zawsze. Ale takie jest życie, jeszcze się nie nauczyłeś? "Cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało naraz". A czasami nawet to nie wystarcza. Ja już się pogodziłam z tą sytuacją. Nie mam zamiaru powstrzymywac się od czegokolwiek, tym bardziej od zabawy. Sorry, no nie potrafię. To takie moje antidotum na niepowodzenia. Nie mogę powiedziec, że mi kompletnie przeszło, bo bym skłamała. Czas, czas jest bardzo potrzebny. Miało byc dobrze, mieliśmy w jakimś stopniu utrzymac kontakt. Coś mi się wydaję, że tak się nie da. Prędzej się znienawidzimy. Nie chcę tego, uwierz. I najgorsze jest to, że nie potrafimy szczerze rozmawiac. Nigdy nie umieliśmy... A ślad zostanie pewnie na zawsze. Sentyment, czy coś w tym stylu.