Muszę to wszystko z siebie wyrzucić. Muszę. Muszę... Ale nie wiem jak, kiedy, komu, gdzie.
Nie wiem, kto będzie chciał przyjąć na swoje barki moje słowa, zwierzenie, wyjaśnienie słów poniżej.
Chcę się zwierzyć komuś, kto uważa mnie za przyjaciela. CHCĘ. Nie chcę tego dusić w sobie, ale też nie chcę się tym narzucać.
Niech ktoś wyrazi chęć wysłuchania mnie, ale sam. Przeczyta to pewnie kilka osób, dla których jestem przyjaciółką, ale do każdej z tych osób kieruję prośbę, by dały mi przyzwolenie.
Wy możecie na mnie liczyć, mimo moich zachowań, tego że czasem chcę pomóc za bardzo, a czasem mnie nie ma.
Czuję się winna wszystkiemu, co złe, wstydzę się za siebie, za wszystko co wyszło spod mojej ręki, moich ust.
Wiem, że u innych też jest źle. Ale ja nie wiem, co ja mam z tym zrobić.
To wszystko mnie trawi i zabija. Tak jak kiedyś mówiłam: przeżera kości i przewierca duszę. Na wylot. Ona się zrasta, połamane, rozkruszone kości się regenerują... I od nowa.
Moje myśli są niebezpieczne. Dla mnie, dla innych. Moje myśli robią wszelkie okrucieństwa, wiercą się, kręcą, szeptają, podpowiadają i nakłaniają.
Jestem skazana na moją wolę, na moją odpowiedzialność.
Coraz rzadziej mrugam, coraz częściej patrzę, a nie widzę.
W Moim Świecie, zawsze po pięknych chwilach nadchodzi kataklizm, wszystko się resetuje i zaczyna od nowa.
W tym świecie tego nie ma.
W tym świecie wszystko się przeplata, zło jest na każdym kroku.
A na moim ciele krew.
A na mojej... Okropnej twarzy, łzy.
Nie mogę sobie poradzić, błądzę po omacku, szukam, krzyczę, wołam.
Ale milczę.
Całe życie polegałam na innych, ciągle się użalałam.
Musiałam to zmienić. Muszę to zmienić.
Ale sama nie daję rady, nie mam siły.
Zobaczcie, istnieję. CHCĘ żyć, jednak jestem zbyt pochłonięta przez nicość; chcę pomocy, ja jej nie odtrącam.
Jestem zagubiona. Jestem tak cholernie zagubiona, czasem potrzebuję kilku prostych, dobrych słów, uśmiechu.
Nie wiem co się ze mną dzieje, co dokładnie mną targa.
Wyć. Krzyczeć. Szlochać.
Ale milczę, skulona na łóżku, pod kołdrą, w udach burzy się krew, a ja wpadam w otępienie.
Z każdym następnym słowem jest mi trudniej pisać, bo moje myśli skupiają się na jutrzejszym dniu i obowiązkach, które mam na jutro.
Niemoc.
Powracają wspomnienia. Każde.
Stany, gdy urażało mnie ubranie.
Chcę być potrzebna i użyteczna. Chcę się czuć potrzebna i użyteczna.
Kiedy...?