Nie dodam tamtego tekstu. Był zbyt długi, za bardzo się tam "otworzyłam", poza tym był pisany na przestrzeni kilku dni.
Zamknęłam się. Myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie, ale zamknęłam się. Straciłam umiejętność opisywania tego, co czuję; teraz nie umiem tego opisać nawet w 1/4.
W momencie, gdy szaleje we mnie burza i chaos, ja na zewnątrz jestem spokojna. Trzęsą mi się tylko ręce, oczy mam szeroko otwarte i siedzę nieruchomo. Siedzę nieruchomo, jak mam w głowie tyle destrukcyjnych myśli.
Mam złe myśli, pełno złych myśli. Na początku wydawały się być okej, ale rosną z dnia na dzień, rosną.
Szaleje we mnie pełno emocji, nie umiem tego zapisać.
Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie wiem.
Ja też mam prawo kochać. Ja też mam prawo tęsknić za dotykiem, za głosem, za bliskością.
A może nie mam prawa?
Mam siebie tylko za śmiecia. Nienawidzę siebie i brzydzę się sobą.
Zwariuję. A może już zwariowałam. Wyję, milcząc.
Żaden krzyk nie opisze tego, co się we mnie dzieje.
Pragnę jedynie śmierci.