"Fragment Powieści o Dzikim Zachodzie
spod pióra Tobiasza J."
"Jennifer"
Kiedy ostatni raz widziałem Jennifer niemal musieliśmy wyrżąć pół miasteczka by ją ratować
bo oszukiwała w kartach, ale któż by nie pomógł tak ślicznej damie w tarapatach...
Nie miałem w zwyczaju (jako samotny i wolny wędrowiec) przywiązywać się do ludzi nadto niż było to konieczne, jednak dla niej rozbiłem trzy flaszki najlepszej whisky o łby jej wrogów co od początku zaskoczyło mojego współtowarzysza.
Przybyliśmy do miasteczka Silent Wind pod osłoną nocy, słychać było tylko zalotną serenadę świerszczy, które zapewne podobnie jak ja chciały zdobyć swoją ukochaną. Byłem już przy posterunku starego wyjadacza, który zwał się szeryfem, wolnym krokiem zbliżałem się do wejścia dźwięcząc cicho zakurzonymi ostrogami.
- "Nie próbowałbym tego" - obracając w ręce rewolwer szepnąłem do szeryfa który właśnie
sięgał po niedźwiedziówkę wiszącą na ścianie.
- "To nierozsądne przyjeżdżać do miasteczka w którym każdy człowiek którego znasz jest twoim wrogiem." - odpowiedział, wyjmując z szuflady dwie szklanice i stawiając je na stole.
Usiadłem naprzeciw tego starego człowieka, który wydał mi się jeszcze bardziej przerażony moją osobą niż ostatnim razem.
- "To dziwne szeryfie, że w miasteczku aż roi się od bandytów a twoje cele świecą pustkami..."
- "Nie mieszaj się w te spawy, lepiej odjedź nim wzejdzie słońce, tak będzie lepiej dla Ciebie i całego miasta"
Nalał mi całą szklankę whisky a ja wypiłem ją jednym chełstem.
Wstałem, a wychodząc spojrzałem na niego raz jeszcze i odparłem "Wysprzątaj celę, bo rano odwiedzi ją wiele gości."
Już świtało kiedy stanąłem przed wejściem do saloonu wyczekując aż Bill Hits raczy wyjść uprzednio opróżniając cały bar z trunków. Nie było ani jednej żywej duszy, zapaliłem cygaro i czekałem... W końcu wyszedł, i tradycyjnie przed 12:00 rozpoczęliśmy pojedynek, warunki były proste - jeśli wygram, uwolni Jennifer, jeśli zaś polegnę, cóż... nie, nie mogłem umrzeć. Uwielbiałem wsłuchiwać się w ogromny zegar, kiedy to dłuższa wskazówka z wolna dążyła do południa. I nim zdążyła osiągnąć swój szczyt Bill już leżał martwy a ja zdmuchnąłem dym z końcówki rewolweru.
CDN.