mam wielką ochotę na urwanie komuś jego niezwykle cennych pseudo jaj. za chwilę mi przejdzie, ale chwilowo jednak wolę się niesłusznie wściekać na jednego człowieka, niż się smucić z powodu samej siebie. powoli odchodzę od zmysłów. nie wytrzymuję już, po prostu nie. tiki nerwowe nasilają się z każdym dniem, drżenie rąk nie pozwala na utrzymanie filiżanki z kawą i ta nieustająca obecność łeż w moich oczach. w tej chwili mam ochotę jedynie na jakąś komedię, bądź naspacer z kimś bliskim. nie chcę siedzieć tu sama. nie chcę być sama... bo wszystko jest źle.