The Grandmother. Genialne dzieło genialnego Lyncha.
Znowu odczuwam ogromną i nieprzezwyciężoną potrzebę zanurzenia się w surrealizm.
Całymi dniami słucham muzyki, przez którą mój mózg eksploduje.
Poruszam się z wolna w jej rytm, nieświadoma nawet tego, że to robię.
To ucieczka. Ucieczka przed wszystkim. Nie przed tym, że jest źle. Obiektywnie patrząc na swoje życie nie mogę powiedzieć że jest źle. To raczej ucieczka przed wszechogarniającą nijakością.
Gdybym się postarała, mogłabym mieć cały świat.
"Każdy z was mógłby, samotny, więziony, myślą i wiarą zwalać i podzwigać trony." czy coś w ten deseń.
Kochana psychodelia, umiłowany surrealizm.
Mam ochotę odciąć się i płynąć, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo jak długo.
Czasem marzy mi się wyjazd gdzieś daleko, tak daleko, żeby nie być związaną z niczym tu.
And the truth is, I don't like where I'm going.