"Dziwny szept... ciemny las... dzikie sny... czarna msza... "
Nie napiszę z czego to cytat, żeby dziatwy nie deprawować.
Tak czy inaczej siedzimy (raczej siedzę)... nic się nie dzieje... Siedzimy... nic się nie dzieje... I właściwie to powinien iść spać czy coś w tym stylu, ale nie. Najwyraźniej czekam, aż jakimś magicznym sposobem moje baterie się same bez snu naładują.
Czy co.
Oho, znowu zaczynam bredzić. Chyba czas powrócić do kolorowych pigułek, które swego czasu mi przepisał Przemiły Pan Doktor (mejdej, mejdej, ta notka traci sens!).
Zasadniczo mógłbym tutaj pisać, jak dzień spędziłem, co mnie dręczy, co mnie kręci i inne tego typu pierdoły, ale - kogo to interesuje?
No, ostatnie zdanie przynajmniej sens miało.
Po przyjściu ze szkoły miłą niespodziankę miałem. W życiu nie spodziewałem się, że mnie kiedyś woda z kranu płynąca z kranu ( wybaczcie składnię , ale wciąż mną emocje z tego powodu targają) ucieszy (w tym miejscu pozdrawiam tych, co nadal nie mają wody/prądu/czego im tam potrzeba. Pomyślcie sobie o tych dzieciach w Etiopi co im w ogóle wody brakuje, to wam przejdzie złość na te rury pękające. Chyba).
Jak na tutejsze standarty, to chyba dość już napisałem.
No.