takie jakieś morsko bałtyckie. bo tych emafotowych jest tyle, że
nie wiem od jakiego zacząć. aktualnie teoretycznie jestem w trakcie czytania
wertera. jak widać zresztą. w piątek zaczęłam maraton weekendowy.
piątkową radość w okolicach godziny piętnastej. sobotnie zwlekanie się z łóżka,
byleby posprzątać i mieć spokój. niedzielne obiadki z rodzinką i drzemki. lubię to.
na prawdę to lubię. z uwzględnieniem pozostałych dni tygodnia.
bo idziemy do przodu, bo sobota przed telewizorem z najlepszą
przyjaciółką pod słońcem jest na prawdę okej. wczoraj wszyscy skakali
na dniach powiatu. a my, dbając o jej zdrowie gromadziłyśmy siły
na pięć edukacyjnych dni. ciesze się. fajnie, że czasem rezygnujemy
z tego typu form spędzania czasu na rzecz rozmowy i odpoczynku.
dziś część trzecia. czekam na nią w między czasie zajmując się lekturą.
niech ten tydzień będzie dobry. :)