Widzę wielki wóz, Syriusza, wszystkie gwiezdne konstelacje. Trupy. Martwe ciała niebieskie i sine już. Patrzyłam dziś na Nią, na Jej idealne nogi, różowe usta, nigdyś tak przeze mnie uwielbiane, ciemne oczy, brązowe włosy pachnące wszystkim co było dla mnie najważniejsze, Jej ciemne paznokcie i dłonie- mój Boże gdyby dano mi dotkąć Jej jeszcze raz z pewnością chwyciłabym Ją za rękę. Wymiotowałam dziś przez Nią i (przepraszam za wyrażenie) kurwa nie umiem się tego pozbyć. Wiem potrzebuje czasu i czasu. Ona ma teraz Jego i co z tego, że nikt Jej nie mówił takich rzeczy jak ja, on jest przecież lepszy. Serce zaczyna mi bić czybciej kiedy przypominam sobie ciepło Jej ciała, wzrok jakim mnie obdarzyła jak musiałam wysiąść z tego tramwaju, Jej oddech na mojej twarzy. List, nie mam go już, ale wiedz, że nie powstał żebyśmy mogły ruszyć do przodu. Byłam odskocznią, boczną uliczką. Ludzi błądzą, poszukują własnej ścieżki, chwilowe przystanki i 'zapominacze' takie jak ja cierpią najbardziej. Za parę dni zadzwonię do Niej, spotkam się z nią, już nie na papierosa ale na dwadzieścia sekund i dam jej prezent na Święta bo zanim stało się to wszystko był już gotowy(od niego i tak dostanie ładniejszy).
Świecie daj mi siłę bo rozkurwie najpierw ich wszystkich a potem siebie
TO nadal siedzi we mnie i ciągnie mnie w tył