Trzeba było zostawić siebie w starym miejscu
nie udawać się w podróż
przywiozłem z sobą niechęć do wszystkiego
do nowych ścian ludzi pejzażu nawet do drzew
które zawsze w każdym miejscu pomagały
oczekujące i przychylne
trzeba było nie uciekać od siebie
w nieporadność powiększoną sprawami nowymi
zbędnymi i nie przyjmowanymi
ale wszystko czego nie chcemy powiedzieć sobie
lub innym Co chcemy ukryć
wyjaśnia się nagle w mgnieniu
w drgnięciu którejś cząstki wiersza
bo oto
idąc po śnieżnej drodze i przez ciemne powietrze
które chciał zasypać śniad
doszedłem do wzgórza zapomnianego
Chciałem was przywołać Nie trzeba było
i tak byliśmy we dwoje we mnie
i dopiero ośnieżona samotna czeremcha
która wtedy zatrzymała nas tutaj zapachem
przypomniała się teraz i też biało
i spowodowała
że zwalił się nagle ogrom śniegu
zasypał czarne powietrze
i na długo odciął mi oddech
nie chcę pocieszenia, słabości, litości, współczucia, zwierzania się, rozdrapywania, przeżywania, porad, durnych opinii, gdy powinno się milczeć, mądrości wszystkich wokół, bo, och, przecież wszyscy się tak dobrze rozumiemy i znamy, a już na pewno wszystko wiemy i to wcale nieprawda, że każdy reaguje inaczej i nie ma przepisu na emocje. nie jestem wylewna. denerwuje mnie czyjaś zbytnia otwartość i gorzkie żale do wszystkich, którzy tylko chcą słuchać, więc nie zadręczam tym innych. tak więc zamykam się.
tydzień zaczął się iście cudownie, począwszy od szóstej rano, po wszystko, z minuty na minutę gorzej. powinnam przespać te dni, nie wychodząc z domu, nie martwiąc się bzdurami, a, przede wszystkim, nie zjebać kolejnych ważnych spraw. lof&pis.