To uczucie gdy przez przypadek trafiasz na piosenkę, kótrej nie słyszałeś/aś kupę czasu.
Gdy oczy momentalnie się zamykają, dreszcz przebiega po ciele, łzy gromadzą się pod oczami i nie myśle o niczym konkretnym by je powodowało. Wycięty kawałek z życia przebiegał wraz z tą piosenką i nie ważne czy pamiętam dokładnie każdy moment w którym odgrywała rolę, ważniejszą bądź mniej, ważne jak wielkie emocje się z nią wiążą.
Zamykam oczy, uśmiech sam się pojawia.
Jestem nigdzie, zarazem sam we własnym pokoju z zamkniętymi oczami, pochłonięty muzyką, błądze we wspomnieniach usłanych hercami melodi tak bliskiej memu sercu jak płuca i bliżej. Wszystko i nic ma znacznie tak wielkie i żadne że w tym jednym momencie moge patrzyć przed siebie dumny z tego w jakim punkcie życia się znajduje. Nie ważne jest to czy i ile popełniłem błędów. Ważne są momenty, tak myślę. Ważna jest wiara w bliskich, w ludzi, w coś, zaufanie itd.
I mimo że w środku, gdzieś w głębi, brakuje mi...
Dobrze że w życiu są momenty, które tuszują choć na chwile to czego mi brakuje.