A oto obiecany horror, mam nadzieję, że się Wam spodoba :):
W komciach piszcie "morderstwo przy Rue mourge"
"Strych"
Może nie jest to oryginalny tytuł, ale po przeczytaniu opowiadania wyda się Wam przerażający. Otóż na każdym strychu może się stać rzecz tragiczna. Nie wiadomo jaka, ale niewyjaśniona i przerażająca. Gdy Marionowie wprowadzali się do swojego domu, nie wiedzieli, że stanowi on dla nich śmiertelne zagrożenie. Gdy ich najmłodszy syn został sam w domu już go nie zobaczyli. Nigdy.
Marie, najstarsza z całej pozostałej szóstki miała nadprzyrodzoną moc. Wiedziała, co zaszło na strychu, kim jest teraz jej brat, jakie stanowi zagrożenie i jak długo jeszcze przetrwa cała rodzina. Wiedziała także, że na ich rodzinie ciąży klątwa, więc nie mogła nikomu zdradzić tego, co wie, bo wszyscy staliby się tacy, jak jej brat. Nie chciała chodzić na strych. Panicznie się go bała. Dlaczego? Na strychu schowany był pewien pergamin. Mapa do krainy wiecznego życia. Przekleństwo dla żywych ludzi. Pilnowały jej niesamowicie silne stworzenia. Stworzenia zimne, bezlitosne, nieśmiertelne i przerażające. Były gotowe wciągnąć każdego zaciekawionego pergaminem do swojego gangu. Jednak Marie nie mogła nikogo ostrzec... Mogła jedynie się przełamać i zabrać papier, ale brakowało jej odwagi. Mimo wszystko po kolejnych dwóch zaginięciach, postanowiła pójść na strych. Myślała, że kiedy wykradnie mapę, wszystko wróci do normy. Wróciło, ale niezbyt korzystnie dla żyjących jeszcze w tym domu osób. W końcu wszyscy strażnicy mieszkali kiedyś właśnie tam. I każdy chciał powrócić na swoje miejsce. Zaczęli się buntować, ale klątwa przynajmniej była zdjęta. Przeniosła się w całym swym okropieństwie na Marie. Tylko ona widziała strażników. Mogła decydować o losie zbuntowanych stworzeń. Postawiono jej tylko jeden warunek: jeśli odejdą, ona będzie musiała odejść razem z nimi. Zdecydowała się na to dla dobra rodziny. Już nigdy nie miała ich zobaczyć, porozmawiać z nimi. Nawet, jeśli ich obserwowała, oni nie mogli widzieć jej. Nawet więcej, zapomnieli, że dziewczyna kiedykolwiek istniała. Nie można sobie wyobrazić gorszego samopoczucia. Była odrzucona. Jej rodzina żyła, jakby nic się nie stało, ale ona nie mogła o tym wszystkim zapomnieć. Błąkała się po świecie, nie widząc celu, nie mając go. Po prostu była. Miała tą świadomość, że istnieje. Po co? Nie może z nikim rozmawiać, nie ma rodziny, nikogo...
Nie mogła popełnić samobójstwa, bo była nieśmiertelna. Nie miała duszy, niczego. Wiedziała, że była przeklęta. Za co? Przez całe życie była dobra, była przykładem czystości. Nagle, razem ze śmiercią jej babci dowiedziała się o swoim przeznaczeniu. Że zawsze najlepsi ludzie doświadczają najgorszych tortur. Nagle uświadomiła sobie, że gdyby wtedy zrozumiała babcię, wszystko mogło być inaczej. Byłaby teraz wolną, normalną nastolatką. Właśnie, ile ona właściwie miała lat? Nie wiadomo. Przestała już liczyć czas. Wątpiła nawet, czy w jej nieśmiertelnym świecie istniało coś takiego, jak czas. Jeżeli nawet... Nie, to było niemożliwe. Przecież nie było czym go mierzyć. Nic nie było. W nieskończoności, nieśmiertelności była tylko ona i jej myśli. Nie mogła, nie potrafiła już nic innego, niż myśleć. Stała się jednym z tych potworów, których nienawidziła. Na zawsze. Bez odwrotu. Na zawsze. Na zawsze... Na zawsze... Bez odwrotu... Bez odwrotu... Na zawsze...
Buźka dla Wszystkich ;*