Byłem kolejny już raz na swoim spacerze, głównie z chęci zajęcia się czymś... i zbytniego nie myślenia o tym wszystkim co się dzieje... zresztą, takie zatrzymanie jakie ostatnio przeżywam jest jak zderzenie F1 ze ścianą... chociaż pewnie jak zwykle "nadwymiar koloryzuję"...
-
Notka jak zwykle zaczęta przed wyjściem z domu i trochę wątek przemyśleń urywa się w najmniej porządanym miejscu, ale cóż na to poradzić...
~
Zaczyna błyskać. Lubię, patrzeć wychodząc na dwór jak siła wiatru kołysze drzewami, szumią... kompletnie się jej poddając, by przetrwać. Te nieposktomione, największe, najdorodniejsze i pozornie silne w spotkaniu z Żywiołem zwykle otrzymują w zapłacie dotyk Palca Bożego... któtki, ale jakże bolesny... wiele może nauczyć... a my jak te drzewa...
-
Nie wiem czemu od tamtej soboty, cały czas - po raz kolejny już - dojrzewa we mnie treść Dezyderady... wręcz czasem dzwoni po uszach, a nawet stopach i oczach...
-
Właściwie... miałem o czym innym.
Tak idąc drogą, i nawet nie myśląc o przemijaniu, zobaczyłem kolejny raz w swoim życiu ten piękny widok... blask dawniej ubóstwianej tarczy życiodajnych promieni... teraz zresztą też ubóstwianej...
Tak sobie myślałem... te inne Paluchy Boga, te delikatne, wydatnie głaszczące ziemię, i nas po twarzach.. te same promienie, w innej istocie będące naszymi przyjaciółmi lecz tak samo na służbie u Jednego...
Wtedy znów pomyślałem jak niedawno tym, że właśnie ktoś się uśmiecha...
~~~
Wróciłem ze spaceru, jak zwykle uciąłem sobie miłą rozmowę z towarzyszem licealnej podróży...
Zmiana tematu: ktoś powie... ale ty marnujesz czas!!! Odpowiem, że owszem... ale staram się robić to jak najpiękniej...
Ostatnio jednak nie jestem z siebie zadowolony... może ze względu na swój język, zbytnią pewność siebie, i ten znak STOP przed Świętami, że w końcu należy zwolnić... ale ten ostatni to raczej, nie mój wybór, ale pewna Wola... nawet jeżeli powiesz że przypadek - sądzę że i tak wiele mnie nauczy... i też jestem z niego zadowolony, aż sam byłem sobie dziwny...
Wracam...
-
staram się nie myśleć o fizyce, bo jutro biologia... ale zdałem sobie też sprawę, że i tak - będzie OK... żeby już nie użyć kolejny raz nadużywanego bedzie dobrze... jeszcze ktoś sobie coś pomyśli...
Oj tam oj tam... to przestało brzmieć, w końcu piszę(mówię) to bez większego uśmiechu... kompletnie zapominając o znanym kontekście... hmmm miałem wrócić?
Właściwie, to zastanawiałem się czemu tak się dzieje. Płaczemy za innymi, choć na prawdę chcemy ich szczęścia - sami, w samotności nie możemy być szczęśliwi...
To był wspaniały człowiek, mimo obiegowych opinii które krążyły, ale jak zwykle w takich chwilach cichną... i nie mogą dojść do głosu... Będzie nam Pani Profesor brakowało - to nie jest dobry ton, objaw lizusostwa, czy wychowania... to już nic innego, jak tylko szacunek i nadzieja... na "spotkanie"
Właśnie przechodząc koło nekropolii przeczytałem to słowo... spotkanie - nadzieją...
Zawsze takie rozstanie, informacja dla niektórych: dość przykra, niektórych bardzo, bądź mało... długo to we mnie rosło, ale teraz ze spokojem mówię, że czasem ten płacz, bardziej nad nami a nie nad osobą, którą żegnamy... przywiązanie burzy ten ład, który próbujemy budować... zostaje cisza... i tak będę płakał... ale wiem, jak już kilka razy gdy z mniejszym garbem doświadczeń żegnałem bliskich, czy znajomych, choć niewiele jeszcze widziałem... wierzę że przyjdzie ukojenie, i myśl - że tam będzie pięknie, dla tej osoby o wiele lepiej,
Straciłem pewną myśl... kolejny raz przypomina mi to, że powinienem więcej spać... ... ...
Mam nadzieję że to ta myśl, bo długo się nad jej odtworzeniem "nasiedziałem"...
---
Burzy ład... tak na prawde nie umiemy tego powstrzymać, i po prostu się pogodzić. Zawsze jest ta wielka szkoda, gdy kogoś brakuje, tego obrócenia zła w żart, czy zwykłego uśmiechu, a nawet grzomotu z góry, który też pomaga człowiekowi...
Nadal myślę nad tym, co mi uleciało... wiesz już Ty, ja wiem że mi uleciało. ale nadal nie ma to sensu, bo nie wiemy co właściwie straciliśmy... porządamy tego bardziej, czy mniej - Ty nie wiesz nawet co mogłeś stracić, a ja jeszcze coś pamiętam... i wydaje mi się że już tutaj przestanę szukać tej myśli...
bo zauważyłem, że nastaje nowa... i tak samo jest z człowiekiem który odszedł... jeżeli nie wiesz, kim był nie brak Ci jego ducha, a nawet zachowania... Sądzę że ta osoba chciałaby by przyszli po niej inni i pamiętali, ile wkładu w ich obecną osobę wniosła... czasu i wysiłku - czasem niedocienionego...
Chyba jednak przypomniałem sobie... Czasem po prostu czuję w tej ciszy, gdy wszystko się burzy, i może już jak napisałem ze to może nie mieć sensu że to cierpienie... wtedy przypominam sobie zawsze jak wstaje z łóżka i jak się do niego zmęczony kładę... trzeba czasem pozwolić odejść, przecież ten człowiek też po ludzku cierpiał... wielka strata, ale niech Odpocznie... tylko wiara w ulgę człowieka, który odchodzi w przeznaczonym jemu czasie, a nie wybranym przez innych, pozwala mi z ulgą pozostać po takiej rozłące...
---
dopisałem powyższe by już nie umieszczać na końcu, bo jednak poniższą pierwszą myśl, związać jedynie z osobą, której bardzo często mi brakuje,,,
Nawet jeżeli odchodzi ktoś ponoć daleki, i może dawno się nie widzieliśmy, to przeżywam to jakbym znowu tracił cząstkę z życia... chciałem napisać wylewniej, ale wolę nie... chociaż to prawda, za każdym razem przypomina mi się... Dziadek :)
-
[wcześniej przed wyjściem...]
"Całe życie uciekasz, przed... życiem, które jest tak blisko... a później nagle gaśnie. Niezłapane. Tam coś musi być, po drugiej stronie..."
Tytuł, strzępki, opis... to głupie, ten ekshibicjonizm... ale czasem potrzebne... ten pamiętnik,
choć jest wiele ważniejszych spraw...
Świat nasz za szybko gna...
Dziwne, w obecnych czasach, czy bardziej zaistniałej sytuacji, jestem spokojny, i szczęśliwy... c.d.n.
Ciąg dalszy nadejdzie...
jak zwykle już dawno powinienem spać... nie użyłem ani razu słowa śmierć... czemu? Bo wszystkie te przeżycia zamykają się w tej krótkiej chwili... tego przejścia, dotyku, nowego poznania, którego nie zrozumiemy aż sami nie odejdziemy...
Sama przyjdzie... bardzo dzisiaj dużo napisałem... sądzę że za dużo, ale i tak - za mało...
Właśnie ukojenie, ta nadzieja spotkania, jest jak te wyglądające zza chmur promienie, które widziałem też po odejściu innych,,, kiedyś...
Po prostu zwróciłem na nie uwagę, tak. Po prostu... zwyczajnie... czemu? nie wiem, tak kojąco na mnie działąją. Widząc chmury tak lekko płynące po niebieskim sklepieniu ogarnia mnie spokój... jak (nie)dawno temu w górach... jak (nie tak znowuż) dawno temu innego człowieka w górach...
teraz dopiero dodam wstęp na górze... Pozdrawiam Was... ostatnio wiele się w moim życiu działo, ale nie umiem w tej chwili o tym pisać... tu powinno być lekko i łatwo, oraz przyjemnie, motywująco... a teraz? nie wiem czy tak rzeczywiście jest. Już czas spać.
Dobranoc.
PS miałem dodać wstęp? nie zrobiłem tego... to ich/twoja decyzja... dzięki że w ogóle jesteś... tutaj czy tam... nawet jeżeli tego nie czytasz, bądź jesteś tu przypadkiem...
Dobranoc.