Wydażyło się to kilka lat temu.
Młody chłopak, wesoły, szczęśliwy, zawsze uśmiechnięty, kochał tylko muzyke, rodzinę i przyjaciół.
Lecz pewnego razu poznał Ją, dla Niego była to najpiękniejsza i najmądrzejsza dziewczyna na świecie.
Widział się z Nią codziennie, każde jej słowo spijał z jej ust jak życiodajny nektar.
Bez Niej świat wydawał się pusty i nic nie wart, bez Niej nic go nie obchodziło.
Nawet nie zauważył kiedy się zakochał i oddał się tylko Jej.
Wszystko inne zeszło na drugi plan, przyjaciele, rodzina, szkoła.
Liczyła się tylko Ona i każda sękunda przy Niej spędzona.
Czas, w którym nie był przy Niej był dla Niego męczarnią i karą.
Mówił jej o wszystkim, robił co chiała, był na każde zawołanie.
Twierdził, że to jedyna prawdziwa miłośc, i nie chciał słuchać, że jest inaczej.
Rano wstawał i pisał do Niej, szedł do szkoły, w której Ją widział, wracając ze szkoły szedł do Niej do domu.
Do swojego wracał późnym wieczorem. Tak wyglądał Jego każdy dzień.
Jego rodzina i przyjaciele nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw.
Chcieli Mu pokazać, że to nie jest miłośc tylko uzależnienie.
Lecz On odsunął się od nich, rozmawiał tylko z Nią, bo sądził, że tylko Ona jest tego warta.
Stracił kontakt z najlepszymi przyjaciółmi, i zaczął się ostro kłucić z rodziną.
Chcieli mu zabronić spotykać się z Nią, jeśli nie zacznie się uczyć.
Siedział po nocach i uczył sie tylko żeby móc się z Nią spotykać.
Lecz to nie trwało wiecznie. Po kilku miesiącach, znudził Jej się.
Mówiła, że to nie tak, że go nie kocha, ale że nie mogą być razem.
Starał się jak mógł, koniecznie robiąc wsyzstko żeby ten 'związek' przetrwał.
Zerwała z Nim.
Nie chciał tego przyjąć do wiadomości.
To była prawda. Przestała odpisywać. Odzywać się do Niego.
Załamał się. Te wszystkie chwile, które uważał za tak piękne.
To wszystko zniknęło.
Został sam, przynajmniej tak sądził.
Nie doceniał swoich przyjaciół i rodziny.
Oni go nie zostawili, gdy tylko Jego związek się zakończył, przyszli do Niego.
Pocieszali Go, mówili, że będzie dobrze, że nie była wata Jego zachodu.
Przyszli Mu z pomocą gdy najbardziej tego potrzebował.
Jednak On nie potrafił tego docenić. Ranił Ich.
Ten stan trwał trzy miesiące. Dopiero po tym czasie zaczął wracać do siebie.
Wrócił Jego spokuj, który utracił wraz z rozstaniem.
Dopiero po roku zrozumiał, że to co mówili otaczający Go ludzie, że to nie miłość tylko uzależnienie.
Dopiero po roku dotrało do Niego, że to była prawda.
Było Mu ogromnie wstyd. Nie potrafił znaleźć słów przeprosin.
Lecz Oni już dawno mu wybaczyli.
Teraz znów jest normalnym wesołym facetem, tyle, że mądrzejszym.
Znalazł oparcie w rodzinie, przyjaciołach i co najważniejsze w Bogu.