Leniwie mijał czas wśród zdarzeń obojętnych.
Zachód słońca był rytuałem oczyszczającym.
Gwieździste niebo otulało nagą skórę swym błyszczącym jestestwem.
Przywykłam spoglądać nocą w dal z nadzieją, że ujrzę zielony błysk tuż nad horyzontem.
Marzenia wypływały z mojej duszy krzykliwym roztargnieniem.
Przy wschodzie wystawiałam policzki do słońca. Grzałam się w cieple poranka.
Tak mijały mi noce....
Za dnia zwykłam być jak inni. Wśród ulicznego zgiełku przemykałam nieco nieporadnie.
Czekałam tylko na zachód... na moje oczyszczenie, po całym dniu udawania, tylko tego potrzebowałam.