Zaczne moja historie od poczatku...
Pewnego pieknego wieczora weszlam z ciekawosci na konto w banku a tam... pozyczka... Cale TYSIAC zlotych :P A pozyczka miala byc na szczytny cel... wlasne cztery kolka...:) po ujzeniu tej niezaprzeczalnie wielkiej kwoty na swoim koncie zaczelam szukac swojego wymarzonego samochodu... Zanlazlam piec typow w tym tym dwa we wroclawiu... Przy najblizszej sprzyjajacej okazji (czyli kiedy moj ukochany i ja mielismy wolne) Moj mezczyzna zaczal dzwonic... najpierw w sprawie tych dwoch autek we wro... odpowiedz byla NIEAKTUALNE :( Ale jaden facet mial nam do zaoferowania w tej cenie cieniasa w dopuszczalnej kwocie... pojechalismy, zobaczylismy... I stwierdzilismy ze pojedziemy zobaczyc ta fieste na tym "zadupiu"... Darek zadzwonil i sie umowil... Jedziemy ja tylko zobaczyc... Autko okazalo sie w dobrym stanie jak za ta cene... Postanowilismy ze ja wezmiemy... JA nie wiedzialam czy sie cieszyc czy plakac... Przeciez trzeba ja dowiesc do wroclawia... A Darek musi jechac honda... :/ To mnie przerazalo, ale wizja swoich czterech kolek na podworku byla silniejsza... Wsiadlam, ruszylam, mialam pilota przed soba ,ktory cierpliwie czekal gdy tkwilam na swiatlach i doprowadzil mnie spokojnie do domu...
Teraz ta "pierdziawka" stoi na podworku i czeka az bede mogla nia jezdzic ( trzeba zrobic przeglad i przerejestrowac )...
Ale juz niedlugo ruszam na ulice... :)