Moja kuchnia jest całkiem przytulnym miejscem o szóstej nad ranem, kiedy jest jedynym miejscem, w którym może się palić światło. Wokół byłaby cisza, gdyby nie to, że mieszkam przy ulicy, która nie zasypia nigdy. Turkot tramwajów, stukot butelek, skrzypienie opon... Non stop, non stop.
Pokłóciłam się z Hanią w Szczecinie, spacerując po jednej z ładniejszych zachodniopomorskich ulic z rzeźbionymi barierkami na balkonach i kwietnikami jak z zupełnie europejskiego miasta, że nie można żyć spokojnie w takim miejscu. A ja, tak jak przewidywałam, po prostu się przyzwyczaiłam. Ten hałas stał się częścią otoczenia i na co dzień nawet o nim nie myślę. To jak tykanie zegara w nocy - pierwsze tyknięcia są wyraźne i irytujące, ale spróbuj z nimi nie walczyć, oswój je i nagle rozpływają się, rozmywają...
Za dwie godziny będę siedziała na auli Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Jak się walnęło w wakacje w żyłę trzy sezony Felicity, to się ma spore oczekiwania wobec studiów.
Żałuję, że nie zdecydowałam się na akademik. No tak, mam zawsze przyszły rok jeszcze. I kolejne.
Zaskakujące w jak dziwny sposób ludzie potrafią wracać do naszego życia. A już w ogóle zaskakującym jest jak mocno się zakorzeniają w młodej duszy znajomi rodziców, na których patrzyło się jako stucentymetrowy kawał mięsa z niedoborem rozumu.
Taki wujek hipis. Zawsze trochę bardziej poza tym wszystkim. Dalej taki.
Komu przy ankiecie na temat zupek chińskich towarzyszą filozoficzne rozważania?
Ale mam szacunek do niego, bo pozostał autentyczny, nie dał się stłamsić temu całemu skomercjalizowanemu światu wokół. Zatrzymał długie włosy, ubrania z naturalnych tkanin, melancholię i plany. Nie wylądował w korporacji, nie zniszczył sobie serca, nie dał się zniewolić babie.
Zdecydowanie trzeba ustalić sobie gry plan. I zakupić kalendarz. Bo już wszystko mi się chachmęci w głowie.
Tak wiele się dzieje! Człowiek się uczy każdego dnia, że zwroty akcji bywają na równi złośliwe, co i pomocne. Jednak zdecydowanie siłę daje poznanie samego siebie. I fakt, że mogę tego doświadczać, aktualnie, wręcz naocznie dla mnie, jest niesamowicie krzepiący.
Nie wyobrażam sobie już CZEKOGOLOWIEK z facetami. Zdarzają się wyjątki, z którymi lubię rozmawiać, ale nic poza tym. I've discovered power of pussy, cytując serial, który teraz wydaje mi się jednak bardziej prymitywny niż jakiś czas temu. Ale mam ochotę na Naomily. Ona nigdy nie przechodzi. Szkoda, że usunęłam z iPoda, akurat by było na drogę na uczelnię... (Kurwa, 40 minut w tramwaju. Awesome.)