Doprawdy, nie jest trudno dopatrzeć się smutku w cudzych oczach. Stanu, w którym każde marszczenie brwi mierzwi grzywkę.
My lonely angel... Beczałam na tym Doktorze Who, bo ja też czekam. Do szaleństwa. Właśnie. Wszystko zaczyna chorobliwie wirować od tego wiecznego czekania...
Z Hanią kiedyś zastanawiałyśmy się czy kiedykolwiek będziemy umiały być szczęśliwe tu i teraz. Na nic nie czekać. Trwać w szczęściu, chłonąć teraźniejszość.
Chyba jestem człowiekiem stworzonym do melancholii. Na smutek jestem zbyt niecierpliwa. Nie potrafię nawet dać zaschnąć łzom zmieszanym z tuszem na polickzach, bo zaczynają piec i wołać o nawilżenie. Ale melancholia, wspominanie, rozczulanie się... Powinnam pisać sonety w XVII wieku. Podszywać się po chłopców i całować w dłonie wystrojone, ufryzowane dziewczęta. Zbyt pompatycznie się czuję w tych czasach. Zabijam wszystko wrzaskliwością, wulgarnością, brakiem pruderii. Nie, nie udaję. Czuję się w tym. Lubię gwar wokół.
Ale są dni jak ten, kiedy ci tylko te rysy, te dłonie, te biodra (Boże, zaczynam beczeć...) w głowie i.
http://www.youtube.com/watch?v=N6booM03nKI
Miliony razy, ale wciąż tak aktualne. Wciąż tak samo szarpiące serce.