'Its kind of fucked up isn't it?
How all of a sudden, someone just wakes up and decides to never talk to you again. No reason. No explanation. No words said. They just leave you hanging like you never meant shit to them and what hurts the most is how they made it look so easy.'
Teraz już chyba oficjalnie mogę potwierdzić, że nie mam przyjaciół.
Naprawdę w życiu się nie spodziewałam, że może do tego dojść.Może tak musiało być? Teraz tak naprawdę widzę ile ludzi traktowało mnie jak przyjaciółkę a teraz udaje, że mnie nie zna.Najgorsze jest to uczucie, że po prostu nie masz z kim pogadać.Nie chodzi o to, że kompletnie z nikim nie gadam i zachowuje się jak emo.Tylko nie mam z kim usiąść i pogadać o codziennych problemach, tak od serca.Wszystko runęło za jednym pstryknięciem.Czasami jak siedzę w klasie zastanawiam się co tam robię.Nauczyciele zachowują się jak błazny.Ważniejsze są ploteczki i aktualne nowości w 'Avonie' niż nauczanie.Poza tym nie wiem jak będzie wyglądał nasz filmik studniówkowy.Wszyscy wszystko wiedzą i mają role, tylko nie ja ;] Super atmosfera.Często czuje, że coś rozpierdala mnie od środka a mój żołądek zaciska się coraz mocniej.Przecież nie wystarczy to, że ze sobą nie gadamy.Trzeba jeszcze tworzyć głupie aluzje i docinki, by sprawić przykrość.Staram się to ignorować, ale są momenty kiedy nie mam już siły.
Nic już nie będzie takie samo.Mam kolejną nauczkę i lekcje życiową. Muszę jakoś to przetrwać a dalej zobaczymy. Na razie próbuje się z tym jakoś pogodzić.Mówią, że czas leczy rany.Jednak ciężko zapomnieć o przyjaźni, która trwała tyle lat a w dodatku musisz codziennie spotykać tą osobę.
Bynajmniej czuję się wypalona.Stałam się bardziej zamknięta w sobie, rozdrażniona, zmęczona tym, że nic mi nie wychodzi,ciągle się z wszystkimi kłócę... Mam też kryzys wiary.Nie wiem jakoś nie czuję obecności Dobra, które nade mną czuwa.Nie chodzę do kościoła, przestałam się modlić.Czy przestałam wierzyć? Nie wiem sama.Jestem pozbawiona jakichkolwiek uczuć.Nie mogę się nawet rozpłakać, choć się staram.Częściej przepełnia mnie zło i smutek niż radość.Czuję, że moje serce skamieniało.Tylko jak długo to będzie trwać!?Wszystko straciło dawny kolor i blask.Nie mam na nic ochoty.Tak bardzo potrzebuje jakiegoś pokrzepienia i zrozumienia.Problem w tym, że nie mogę go nigdzie znaleźć.
Jestem robotem, który śpi, je, nosi "przylepiony" uśmiech, zakuwa i znowu ucieka spać.W moim przypadku nawet sen nie jest spokojny.Zaczyna się grudzień, może świąteczny nastrój udzieli się także mojej osobie?