- Więc jak się nazywasz ? - Spytał jeden z policjantów. Ręce trzęsły mi się ze strachu, a do oczu zaczęły napływać łzy. Starałam tego jednak po sobie nie pokazać. Udało się, ale chodź na zewnątrz wyglądałam na oazę spokoju, w środku byłam jak wulkan, gotowy by wybuchnąć. Byłam zła nie tyle na Amber, co na siebie. Wiedziałam jaka jest i dałam się jej omamić. Znowu. Tak łatwo nie będzie.
- Amber Lejlend. To sklep mojej mamy.
- Może to potwierdzić ? - Odparł mężczyzna, już łagodniejszym głosem.
- Jest bardzo zajęta. Właśnie organizuje pokaz w Paryżu... Ale posiadam inny dowód. Mam klucze.
***
- Po tej akcji odechce jej się miejsca w elicie. To która z nas wygrała zakład ? - Zaśmiałam się. Czułam satysfakcję i zero poczucia winy. W końcu sama się prosiła. Mogła wyjść na samym początku. Znała reguły. Niczego przed nią nie ukrywałam.
- Amber, to co teraz robimy ? - Spytała rozbawiona Chelsea.
- Idziemy spać. Jestem strasznie zmęczona, a nie chcę jutro wyglądać jak służba.
Każda z nas przebrała się i położyła w wyznaczonym miejscu. Jeszcze dobrze nie zasnęłam, kiedy usłyszałam kroki. Podniosłam się z łóżka i kogo tam zobaczyłam ? Mała Su stała przede mną w kurtce z wystawy. Uśmiechnięta jak nigdy.
- Oddaję klucze. A kurtkę zatrzymam. Cześć ! - I zaczęła iść w stronę wyjścia.
- Zaczekaj ! Nie doceniłam cię, mała Su. Możesz zostać - uśmiechnęłam się do niej. Odwzajemniła to.
- Nie dzięki. Wolę pójść do swojego domu.
- Ale nikt jeszcze nie wyszedł z mojego nocowania - oznajmiłam zdziwiona.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz, Amber. Dobranoc.
I wyszła. Przyznam, że jest dobra. Z uśmiechem na ustach, położyłam się spać. To była udana noc.
***
Rodzice nawet nie zauważyli gdy weszłam do domu. Rano tylko ogarnęło ich zdziwienie. Cały następny dzień spędziłam w domu. Tak nie miało być. Próbowałam się dodzwonić do Tousa, ale ten nie odbierał. No trudno. Trochę się pouczyłam, przeszłam do parku i kogo tam spotkałam ? Roberta. Tak tego samego Roberta, którego poznałam jeszcze w czasie wakacji. Wtedy szukał jakiejś dziewczyny, która podobno mieszkała u mnie w domu.
- Cześć - uśmiechnął się. - Nie sądziłem, że spotkam tu akurat ciebie. Sara, tak ?
- Suzanna - uśmiechnęłam się niechętnie. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim z mojej okolicy. To nie było zbyt ciekawe towarzystwo. Gdyby Amber lub inne dziewczyny mnie z nim zobaczyły..
- Wybacz. Gdy to powiedziałaś, właśnie sobie przypomniałem. Co tu robisz ?
- Gdybyś nie pamiętał, to mieszkam w okolicy. A teraz przepraszam, ale spieszę się.
Prawie biegłam w stronę domu. Chciałam go spławić, ale on był nieugięty. Biegł za mną całą drogę.
- Trochę inaczej cię zapamiętałem - mówił nie przestając się uśmiechać. - No nic, skoro się spieszysz, to może cię chociaż odprowadzę ?
- Nie trzeba. Już znam drogę - odpowiedziałam mierząc go wzrokiem. Nie wiem czym się tak fascynowałam po poznaniu go. Chłopak jak chłopak. Teraz mogłam mieć takich setki.
- W porządku. Jak wolisz, ale coś mi się wydaje, że się jeszcze spotkamy. Do zobaczenia Suzanno.
I odszedł. Na całe szczęście. Myślałam, że nigdy nie odejdzie. A te ostatnie słowa ? Zabrzmiały jakby był prześladowcą, albo mordercą. Tak czy siak zaczynałam się go bać. W ciągu następnych dni w szkole nie widziałam Tousa. Jednak moje kontakty z Amber były tak dobre, jak nigdy. Minęły już dobre dwa miesiące, a ja nie dostałam żadnej wiadomości od mojego chłopaka. Postanowiłam pójść do jego domu. Od razu po szkole, znalazłam się pod jego własnością. Służba poznała mnie i bez problemu weszłam do środka. Ale to co tam zobaczyłam, powaliło mnie. Tous siedział na kanapie, a jakaś laska właśnie wychodziła z jego łazienki.
- Co się tu dzieje ? Kim ona jest ? - Pokazałam na wpół nagą dziewczynę. Chłopak poderwał się z miejsca i z lekko zdziwioną, ale nadal spokojną twarzą złapał mnie za rękę i poprowadził do wyjścia. Wyrwała się, ale poszłam za nim.
- Nie rób scen. Wiedziałaś, że nie jesteś jedyna. Myślałaś, że po tym jak mi nie dałaś, tak po prostu nadal z tobą będę ? Nie rozśmieszaj mnie. Nigdy nie zwróciłbym na ciebie uwagi, gdyby nie zakład. Sądziłaś, że jesteśmy taką świetną parką ? Więc dlaczego ostatnio tak cię unikałem ? Naucz się życia, dziewczyno. Z resztą, ty też nie jesteś taka święta. Masz co chciałaś. Załatwiłem ci miejsce w elicie, powinnaś być mi jeszcze wdzięczna.
Słuchałam tego na ugiętych nogach. Po tych wszystkich słowach, jakie mi mówił. Po tym wszystkim, co robił. Dowiedziałam się, że to nie było ani trochę szczere. Zabolało.
- Ale... Tous, przecież ja cię kocham - łzy mimowolnie zaczęły mi płynąć po policzkach.
- To masz pecha.
Wypowiedział te słowa i wrócił do domu. Stałam na dworze. Sama. Nie mogąca liczyć na nikogo.