CZĘŚĆ 4
- To jest naprawdę niesamowite... Zadziwiacie mnie coraz bardziej Anno - Powiedziałam wciąż zachwycając się miejscem, w którym się znalazłam. Mimo iż szłam powoli doszłam już na koniec stadniny. W ostatnim boksie stała biała klacz. Jej sierść upstrzona była drobnymi czarnymi plamkami, a ciemne oczy otoczone tak samo ciemną obwódką. Uraczona podeszłam do boksu i chciałam wyciągnąć rękę w stronę konia jednak Anna złapała mnie za dłoń.
- Kochanie, nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. Ta klacz to Arizona. Jest nieufna dla ludzi. Ja sama ledwo ją dosiadam. Nikt inny nie podjął się tego zadania. Jej poprzedni właściciel ją bił i to dość brutalnie. Kiedy do nas dołączyła była ledwo żywa.
- Mimo to ja chcę. Proszę cię Anno. Miałam już do czynienia z końmi. Proszę - Błagałam. Anna niechętnie się zgodziła i puściła moją dłoń. Wyciągnęła ją w stronę Arizony i pogłaskałam ją delikatnie po pysku. Klacz parsknęła lekko, ale nie zdenerwowała się. Dalej stała dość rozluźniona. Uśmiechnęłam się i zabrałam rękę, sięgnęłam po jabłko po czym podałam je klaczy. Ta ochoczo je zjadłam.
- To niemożliwe. Nikt inny nie może się nią zajmować. Widzę, że ty jakoś sobie dajesz radę.
- Mogę się nią przejechać po wybiegu?
- Nie jestem pewna... A jeśli coś ci się stanie? - Wahała się kobieta. Ostatecznie jednak dostałam zgodę. Ochoczo wsiadłam na klacz i ruszyłam na wybieg. Jeździłam tak pół godziny. Anna w tym czasie stała niedaleko i obserwowała zachowanie zwierzęcia. Weszłam z Arizoną do boksu, przy którym już czekał jakiś chłopak. Wyglądał na jakieś 17 lat. Był umięśnionym blondynem o oczach w kolorze morskiej fali. Strasznie przystojny...
- Czy mnie wzrok nie myli? Aniu! Czy ta dziewczyna właśnie jeździła na Arizonie? - Spytał zdziwiony.
- Ymmm. Tak - Odparła niepewnie kobieta.
- I ona żyje? - Dopytywał. Słysząc to parsknęłam śmiechem i wyszłam z boksu.
- Najwyraźniej. Marcinie, to jest Sylwia - Odparła Anna uśmiechając się do mnie.
- Kochanie to jest Marcin. Jeździ u nas na koniach za darmo, w zamian za co jest stajennym - Rzuciła beztrosko. Chłopak uśmiechnął się do mnie. Tak. Uśmiech też miał zniewalający. Nieśmiało odpowiedziałam tym samym.
- Więc to ty jesteś tą dziewczyną, o której oboje opowiadali prawie cały miesiąc? - Spytał grzecznie kiedy Anna odeszła, a ja zaczęłam sprzątać w boksie Arizony, która stała się już oficjalnie moją klaczą.
- Ymm... Chyba tak - Odpowiedziałam niepewnie.
- To ciebie wzięli z Domu Dziecka?
- Tak - Odparłam i ucięłam rozmowę. Zrobiło mi się przykro, że ktoś może patrzeć na to w ten sposób. Marcin zaraz zrozumiał swój nietakt i zaczął przepraszać.
- Ej... Przepraszam. Nie chciałem aby to tak zabrzmiało. Czasem nie myślę co mówię - Tłumaczył się.
- Jest okej. Spokojnie - Odparłam już w ogóle się na niego nie gniewając.
- Na pewno? - Spytał nie patrząc na mnie.
- Tak - Odparłam nie przerywając sprzątania.
- Zajebiste pierwsze wrażenie zrobiłem. Pusty dzieciach, który się wywyższa - Mruknął.
CDN.
SYLWIA.