CZĘŚĆ LVI
Robiłam wszystko o co prosił doktor. Miałam nadzieję, że poród minie mi w miarę szybko i bezboleśnie.. Moje modlitwy nie zostały jednak wysłuchane. Męczyłam się na sali przez naprawdę długi czas naznaczony bólem i łzami. Kiedy jednak, po tych wszystkich zmaganiach, zobaczyłam swoje małe dziewczynki poczułam się jak w niebie. Wiedziałam, że było warto. Było warto przez to wszystko przejść żeby móc trzymać takie kruszynki w ramionach. Kiedy pielęgniarki zajmowały się moimi, dopiero co narodzonymi, córkami ja błagałam doktora, żeby wpuścił do mojej sali Johna. W końcu to nie tylko mój narzeczony, ale też ojciec niemowląt. Ma prawo je zobaczyć! Mimo wszystko, lekarz był nieugięty. Po chwili zostałam przewieziona na oddzielną salę, a wraz ze mną moje maluszki. Pielęgniarki podały mi jakieś leki, a ja nie wiem nawet kiedy odpłynęłam. Było mi tak dobrze.. Wszędzie cisza i błogi spokój. Nagle przez moją podświadomość przedarło się ciche kwilenie. Przez chwilę nie rozumiałam dokładnie co się dzieje kiedy wszystkie wspomnienia nagle wróciły. Gwałtownie podniosłam powieki. W moich ramionach leżały obie moje córki, z czego jedna zaczynała się krzywić i płakać. Rozejrzałam się po sali i spostrzegłam, że przy moim łóżku śpi James. Szturchnęłam go delikatnie.
- James - Szepnęłam zachrypniętym głosem. Chłopak szybko poderwał głowę. Na jego policzkach były ślady łez, a oczy miał podpuchnięte i zaczerwienione.
- Kate? Coś się stało? - Spytał łapiąc mnie od razu za dłoń.
- Chciałam tylko żebyś poszedł po położną, bo mała zaraz się rozpłacze. Ale może ty mi powiedz co się stało? Płakałeś? I gdzie jest John?
- Kate, spokojnie. Najpierw pójdę po pielęgniarkę, a potem porozmawiamy.
- Dobrze - Kiwnęłam potakująco głową. Nagle drzwi sali się otworzyły i do środka weszła Nancy, Elizabeth i moja mama. Wszystkie trzy były całe zapłakane. James podniósł się i wyszedł. Moje przyjaciółki i mama stały przy drzwiach jakby bojąc się podejść.
- Powiecie mi w końcu co się stało? - Spytałam niespokojnie się poruszając.
- Pokaż mi no moje wnuki - Powiedziała mama i zbliżyła się do łóżka. Nachyliła się nad dziewczynkami i uśmiechnęła.
- Są śliczne - Wyszeptała Nancy stojąca obok mamy.
- Jakie urocze! - Zachwycała się Elizabeth.
- Są takie podobne do ciebie i Johna - Odezwała się moja rodzicielka.
- Właśnie, a gdzie John? Nie chce zobaczyć swoich dzieci? - Spytałam patrząc na ich twarze. Wszystkie trzy wyraźnie się zmieszały, ale od odpowiedzi ocaliła je pielęgniarka wchodząca do sali.
- Witam panno Pansive. Zabiorę dziewczynki, a pani będzie mogła w spokoju porozmawiać z bliskimi - Powiedziała i spojrzała na mnie ze współczuciem. Nie bardzo rozumiałam tą sytuację, ale kiwnęłam głową na zgodę i patrzyłam jak położna odebrała ode mnie dwójkę maluchów. James wszedł do sali jak kobieta tylko wyszła. Cała czwórka usiadła na skraju mojego szpitalnego łóżka.
- Możecie mi w końcu powiedzieć co się do jasnej cholery stało?! - Wybuchnęłam.
- Kate, córeczko. Nie denerwuj się. Jesteś po porodzie, nie powinnaś - Powiedziała i złapała mnie za dłoń.
- Ale chcę wiedzieć co się stało! I gdzie jest John?!
- Kate - Odezwał się James i spojrzał przepraszająco na siedzące kobiety. Wstał i podszedł bliżej mnie. Usiadł na krześle obok mojego łóżka i złapał moją dłoń. Najwyraźniej jako jedyny mężczyzna wziął na siebie obowiązek wyjaśnienia mi całej sytuacji. Nagle jego wzrok powędrował na mój pierścionek zaręczynowy. Przez chwilę na niego patrzył, a potem z jego oczu wypłynęło kilka łez.
- Co się stało. James - Dotknęłam delikatnie jego ramienia.
- John - Powiedział tylko. Serce mi zamarło, czułam jak z twarzy odpływa krew. Mocniej ścisnęłam palce Jamesa i spojrzałam na niego zdenerwowana.
- Co z nim? - Spytałam ochrypłym głosem.
- Kate, John nie żyje - Wyznał po chwili ciszy.
CDN.
SYLWIA
wiem, nie spodziewaliście się notki :) a jednak coś napisałam i dodałam :)
chciałam Was poinformować, że po skończeniu tej historii (to jest: Dam radę, drugie zakończenie) odchodzę z tej strony, a Photoblog kończy swoją działalność :) oczywiście nie usunę strony. jeśli ktoś będzie chciał wrócić do jakieś historii śmiało będzie mógł tu zaglądać, wszystko będzie dostępne. odchodzę dlatego, że w moim życiu jest teraz nieciekawie i naprawdę sobie nie radzę.. jakby tego było mało to zwyczajnie się wypaliłam. może kiedyś wrócę, nie mam pojęcia. ale nie róbcie sobie złudnych nadzieji. kocham Was <3