Czeja, przyszedłem, aby pisać o sobie w rodzaju męskim i być alternatywnym.
Podsumowując kolejną noc imprez na Pomorzu: zyskałam zadrapania na cyckach,
malinkę na cyckach, jakieś niezidentyfikowane siniaki na udach, a moja szyja to jedno
wielkie pole malinkowe. Świetnie, wyglądam jakby ktoś mnie brutalnie wyruchał.
To jest to.
Przejdźmy teraz do podsumowania strat:
moje okulary (ja rozumiem wszystko, ale rozjebać czyjeś okulary, samemu nie mając
wady wzroku? HALO POLICJA)
moja soczewka (na szczęście udało się ją reanimować, bo chyba bym spędził Sylwestra
nic nie widząc
nasze staniki (szczęśliwie zostały znalezione)
drzwi do łazienki u Foxa (z tym już chyba nic nie zrobimy, przykro, boli życie)
pornosy faceta ciotki Foxa, bo wpadliśmy na genialny pomysł wyrzucania ich przez balkon
pieniądze na wódkę
kilka drinków, bo zupełnie przypadkowo zlały się z dywanem
moje wszystkie pakiety minut na telefonie (naprawdę serdecznie, szczerze oraz
głęboko sobą gardzę)
Mam dziwne wrażenie, że nie wyszliśmy na tym szczególnie korzystnie.
Mimo wszystko dobrze się bawiłem. I chyba nie chcę wracać do rzeczywistości.
Nie wiem czemu, ale przypomniało mi się liceum i jedzenie kanapek z milionem masła.
Kolejny rok, a ja wciąż mam przy sobie tylu kochanych ludzi. Zaraz się wzruszę. ;-;
Dlaczego ciągle mi się to zdarza, kiedy siedzę sam z własną głową.
Dlaczego jestem takim kretynem?
Takim nieskończonym idiotą?