Sobota rano. Obudziłam się tak jak zawsze, koło 6:23. Niewiedzieć dlaczego, budziłam się każdego dnia o tej samej porze, tak po prostu otwierałam oczy. Ale to tylko jedna z niewielu rzeczy które sprawiały że nie czułam się taka jak każdy, chociaż nie wiem jak "każdy" ma poukładane w głowie. Nie byłam osobą która biegała jak szalona za modą, słuchała tego co cała reszta, byłam po prostu sobą. Wygramoliłam się z pościeli, omal nie spadając na podłogę. Mrużąc oczy wstałam i ruszyłam do łazienki wykonać monotonne i wymagane przez życie "codzienne obowiązki". Tak, uwielbiam to. Codzienna monotonia to jest to co pobudza moje serce i sprawia że chce mi się żyć. Nie sądzicie chyba że jestem poważna? Mam nadzieję. Od momentu gdy wstałam, miałam w głowię jedną myśl: Coś jest nie w porządku. Gdzie oni się podziali? Mowa tu oczywiście o moich rodzicach, którzy zwykle o tej porze jeszcze śpią, tylko.. dlaczego nie słyszałam chrapania mojego Taty? Wyplułam pastę do zlewu, i ruszyłam do sypialni rodziców. Napięcie rosło z każdym krokiem, ale droga była krótka więc w ciągu 4 sekund znalazłam się u progu sypialni.
Ujrzałam puste łóżko, wygnieciąną pościel. Dziwne. Co oni sobie myślą? Wychodzą sobie tak bez słowa, i to jeszcze przed 6 rano? Dziwne? - mało powiedziane, aktualna sytuacja zaczynała mnie przerażać, mimo tego postanowiłam zachować zimną krew. Często przesadzam z moimi teoriami, czarny scenariusz jest zawsze moją pierwszą myślą.
Cieszę się że nigdy jeszcze nie zdażyło mi się mieć racji choćby z jednym z nich. Najgorsze było przeczucie że ten dzień nie będzie jak wszytskie poprzednie. Wróciłam do łazienki skończyć całą resztę obowiązków. Po parunastu minutach podniosłam telefon by sprawdzić wiadomości, była tylko jedna wiadmość. "Nieodebrane połączenie". No dobra, fajnie, tylko od kogo?
Ktoś dzownił 2 razy z prywatnego numeru i myśli że odzwonię? Ciekawe w jaki sposób.
Telefon zadźwięczał swoim nieco już charczącym głośnikiem, oznajmiając o nadchodzącym połączeniu.
Wzdrygnęłam się, nie znoszę gdy ciszę przerwywa taki dźwięk. "Nr prywatny". Osobiście nie lubię nieznajomych numerów i tych prywatnych, zawsze są takie podejrzane.
Nacisnęłam sluchawkę.
Tak? - Mruknęłam.
Wiedziałem że już nie śpisz - Powiedział głos. No tak, doskonale wiedziałam kto zadzwonił, tylko on jeden wiedział o mojej porannej "przypadłości". I miał zadziwająco podobnie złożony charakter jak mój, co sprawiało że czasem wystarczyło jedno spojrzenie i już wiedziałam co mu chodzi po głowie. Poznałam go nie tak dawno temu, ale mam wrażenie że znam go 10 lat. On odczuwa zupełnie to samo. Od początku głowię się jak nazwać nasze relacje, ale nie ma w słowniku słowa które by to całkiem opisalo.
Powiedziałabym że zgadłeś, ale oboje wiemy że tak nie jest.. - odparłam, dodając nutkę sarkazmu. Uwielbiałam to robić, droczenie się z nim dawało mi niesamowitą przyjemność.
Nat? - Spytał. Odczułam strach w jego głosie. Co się dzieje? Nat. To skórt od mojego imienia. Mam na imię Nataly, mam jasnozielone oczy, włosy koloru brąz, sięgające mi mniej-więcej do połowy pleców. Osobiście nie widzę w sobie nic wyjątkowego, ale Tom? Czasem mówi takie rzeczy że nie mam pojęcia czy mówi prawdę czy się nabija, ale jego szczere spojrzenie sprawia że za każdym razem jestem skłonna mu uwierzyć mimo faktu że się nie zgadzam z tymi słowami.
Nat? Jesteś tam? - zapytał ponownie. Zrozumiałam że milczałam przez dłuższą chwilę, otrząsnęłam się i po chwili odparłam - Tak, przepraszam, zamyśliłam się.. Co się dzieje? Słuchawka milczała, wahał się.
Tom? - Naciskałam, starając się przypomnieć mu że wciąż czekam na odpowiedź.
- Nie jest dobrze, powiem inaczej, gorzej chyba być nie może.
- Tom, do brzegu, o co chodzi?
- Oni.. Oni wszyscy zniknęli.. nie wiem co się stało, obudziłem się i nie zastałem w domu nikogo, ani żywej duszy.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Odparłam zirytowana. - To jakiś kolejny dowcip tak?
- Nie, jestem śmiertelnie poważny. - Mówił prawdę, a jednak mój czarny scenariusz zaczynał nabierać kształtów.
- Poza tym.. po prostu wyjrzyj przez okno, przekonaj się sama.
Zamarłam, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, doskonale wiedziałam że widok za oknem wcale mi się nie spodoba, utkwiłam wzrok w oknie, powoli odkładając telefon wstałam i ruszyłam wolnym krokiem w jego stronę, słysząc wyrywane z kontekstu słowa dobiegające z telefonu. Nie zwarzając na to, doszłam do okna. Chwyciłam za drążek, i pociągnęłam futrnynę w górę. Wychyliłam głowę za okno. Chłodne powietrze zmusiło mnie do przymknięcia oczu, na moment mnie oślepiło. Po paru sekundach zaczynałam nabierać barw i ostrości.
Miałam rację, bo to co zobaczyłam nie spodobało mi się ani trochę.
Ulica była całkiem pusta, jak z jakiegoś chorego horroru ala Silent Hill. Nie wliczając w to mgły, bo jej tutaj nie było. Masakra, pomyślałam. Przecież mieszkam przy najbardziej ruchliwej ulicy w tym mieście, a niemożliwością jest ujrzeć pustkę taką jak teraz. Przypomniałam sobie słowa Toma "Wszystko jest możliwe, nawet gdy nauka temu zaprzecza". Cholera, tym razem byłam skłonna go udusić za to że miał rację. Przetarłam oczy mając nadzieję że śnię, ale w ten sposób poprawiłam sobie tylko jakość widzenia dotrzegając powagę sytuacji.
Jesteśmy sami, tylko ja i Tom. Zamknęłam okno, poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w brzuch, osunęłam się na podłogę spowalniając drogę w dół plecami ocierającymi się ścianę. Chwyciłam się za głowę zaatakowana przez gradobicie pytań. Co się stało? Jesteśmy sami? Czy ktoś jeszcze jest? Dlaczego spotyka mnie taki koszmar? Dlaczego? Minęło parę minut, a głosy w telefonie nie ustawały, z czasem były coraz głośniejsze. Nie uzuskam w ten spobób odpowiedzi, Nat rusz się z tej podłogi, zróbże coś. Wydając sobie polecenia znalazłam się ponownie na łóżku trzymając telefon w ręku, przyłożyłam go do ucha.
Tom..? - Szepnęłam.
Jezu.. dziewczyno, kiedyś mnie przyprawisz o zawał! - Gniew, ale jednocześnie ulga rozbrzmiewały w jego głosie.
Nie narzekaj, póki co jesteś żywy - Odparłam, zmuszając się do złośliwego uśmieszku, ktróry po paru sekundach zbladł.
Będę marwy, o ile nie znajdę się w ciągu godziny obok Ciebie - Stwierdził. Uśmiechnęłam się, lecz sytuacja nie pozwalała mi na pozytywne myśli ani odczucia. Miał rację, pozostanie w domu nie było zbyt obiecującą decyzją, ale myśl o tym że miałabym wyjść na zewnątrz, prszyprawiała mnie o kolejne dreszcze szalejące na plecach.
Nastała chwila Ciszy, mogę się założyć że myślimy o tym samym.
Spotkajmy się.. - Zaczął. - ..za godzinę w naszym miejscu - Dokończyłam za niego.
Bez słów zakończył połączenie. Po 30 minutach dotarłam pod drzwi, przekręciłam klucz, i otworzyłam drzwi.
Obejrzałam się za siebie, czując obcy nastrój tego domu. Przerażające. Teraz rozumiem stwierdzenie że Twój dom jest tam, gdzie są bliskie Ci osoby. Została mi jedna, pomyślałam. Nie chciałam w to wierzyć, nie mogłam.
Zamknęłam drzwi i szybkim krokiem dotarłam na ścieżkę prowadzącą do naszego miejsca.
Nazywam się Nataly.. i właśnie dostałam się w sam środek koszmaru.
http://www.youtube.com/watch?v=Ax4arfcGg2M
Dodałem za przyzwoleniem głównej bohaterki. ;))
Jestem otwarty na krytykę.