https://www.youtube.com/watch?v=UDz45y_C630 -----> Teraz mi się przypomniała i mam ochotę na wakacje, Boże ile się przy tej piosence nachodziło <3
Rozdział 1#
Oczopaczadełkami Luizy:
W moim małym mieszkanku w wiosce, jest potwornie gorąco. termometr pokazue 46 C. Masakra. Pakuję ostatnie rzeczy do torby. Wczoraj do Afryki przyjechali nowi misjonarze i dzisiaj, jest mój czas wyjazdu. Pomimo trudnych warunków polubiłam życie tutaj. Przez 5 lat da się przyzwyczaić. Szkoda mi tych dzieci, są takie niewinne, bezbronne, a życie w Afryce przygotowało dla nich piekło. Z jednej strony chciałabym tutaj zostać, a z drugiej chcę wrócić do Brazylii, do brata i do Neymara. Ciekawe jak bardzo się zmienili. Neymar na pewno, bardzo, jest zaledwie rok starszy i był jeszcze w fazie dorastania, kiedy wyjechałam, nie miałam z nim kontaktu od roku, nie wiem czemu, trochę mnie to zasmuciło. Mój brat kiedy wyjeżdżałam miał 22 lata, nie mógł się zmienić tak bardzo, a może jednak? Kiedy wczoraj przyjechali nowi misjonarze, udało mi się dodzwonić do brata, powiedziałam mu, aby czekał jutro na mnie w Sao Paulo na lotnisku o 16 . Ucieszył się.
- Luiza? - słyszę głos mojego podopiecznego. Odwracam się. Widzę małego, 12- letniego Muandama. Młodego mieszkańca tutejszej wioski. Bardzo mnie polubił i ja go też. To bystre dziecko, szybko nauczył się czytać, liczyć i pisać, po angielsku, a nawet zrobił mi niespodzianke i nauczył się mówić po portugalsku. Gdyby mieszkał gdzie indziej, zostałby kimś, ale tutaj, ma bardzo małe szanse.
- Tak, Muandam? - uśmiecham się szeroko do niego, ale widzę w jego oczach smutek, kiedy dowiedział się wczoraj, że wyjeżdżam, zaczął krzyczeć, a później wybiegł poza wioskę. Wieczorem wrócił do mnie i za wszystko przeprosił.
- Nie wyjeżdżaj, proszę . - przeszedł na portugalski, chyba po to by podkreślić, powagę sytuacji. - Bez ciebie, to już nie będzie to samo, ci co przyjechali nie są tacy jak ty. - mówi ciągle stojąc w progu.
- Daj im szansę. - podchodzę do niego i kucam. Chwytam go za ręce. - Muszę wyjechać, moja rodzina też za mną tęskni.
- Mogę ja być twoją rodziną. - mówi, a ja nie wiem co odpowiedzieć, więc tylko wzdycham. Milczę przez chwilę.
- Muandam, wiem, że rozstania nie są przyjemne, - zaczynam powoli, dokładnie ważąc każde słowo.- ale musiało ono kiedyś nastąpić, ale wiesz, kiedyś nastąpi nasze powitanie, wrócę tu, jeżeli nie do wioski, to po ciebie i zabiorę cię na wycieczkę do Brazyli, albo do innych miejsc na świecie, ale teraz, muszę jechać. - Jak na zawołanie słyszę dźwięk klaksonu naszego autobusu.
- Obiecujesz? - pyta cicho.
- Obiecuję, wrócę tu Muandam, nie wiem kiedy, ale wrócę. - przytulam go mocno do siebie. Czuję ciepło jego ciała i zapach potu, który czuć od każdej isioty w tej wiosce. Biorę moją torbę. Chwytam Muandama za rękę i wychodzę z mieszkanka. Przy autobusie, mieszkańcy wioscy żegnają naszą ekipę. Kiedy ludzie mnie zauważają podchodzą do mnie i mocno ściskają, a ja nie mam odruchów wymoiotnych jak przed pięcioma laty, z powodu zapachu ich spoconych ciał. Kiedy mam już wchodzić do autobusu Muandam, chwyta mnie za rękę i ściąga z szyji swój naszyjnik z kłem lamparda. Nakłada mi go na szyję.
- Muandam, nie mogę tego przyjąć. - mówię .
- Możesz i przyjęłaś, to będzie ci przypominało o naszej obietnicy, bo to ja czekam na jej spełnienie a to ty masz nie zapomnieć, żeby tu wrócić. Do zobaczenia. - mówi i cofa się w tłum. Drzwi autobusu się zamykają a ja usadawiam się na siedzeniu. Po 8 godzinach jazdy autobusem docieramy na lotnisko. Później znowu pożegnania, bo tylko ja i moja koleżanka lecimy do Brazylii. Po 4 godzinach czekania, wsiadamy do samolotu, którym dolecę do domu, do brata i do Neymara. Po 8 godzinach lotu ląduję w Sao Paulo. Wchodze na lotnisko i rozglądam się. Żegnam się z koleżanką i w tłumie ludzi szukam mojego brata. Nagle słyszę.
- Luiz!- przez 5 lat nikt tak do mnie nie mówił, ale rozpoznałabym ten głos na koncu świata. Odwracam się i wdzę mojego brata, stoi w garniturze.
- Klaus! - krzyczę. Biegnę tak szybko jak mogę. I mocno przytulam się do brata kiedy wpadam mu w ramiona. Słysze bicie serca, które pamiętam z dzieciństwa. Stoimy tak przytuleni przez kilka minut. Po czym odchylam się i mówię:
- Zmieniłeś się, wreszcie przystojny się zrobiłeś. - uśmiecham się.
- Hah, za to ty dla mnie ciągle jesteś tą małą dziewczynką, którą żegnałem przed 5-cioma laty na tym lotnisku. - jeszcze raz przytula mnie mocno. - A to co? - pyta i podnosi naszyjnik z kłem.
- Dostałam od mojego podopiecznego, na pamiątke i po to by nie zapomnieć o naszej obietnicy. - uśmiecham się szeroko.
- Jakiej, obietnicy?- pyta Klaus.
- Że kiedyś wrócę do Afryki. - mówię.
- O nie, nie nie, już nie wrócisz, teraz ja muszę się nacieszyć tobą. - mówi mój brat, a ja całuję go w policzek.
- A Neymara nie ma? - pytam. Słyszę w swoim własnym głosie nutkę żalu.
- Powiedział, że przyjdzie o 19 , więc musimy się spieszyć, chodź. - bierze moją torbę i wychodzimy z lotniska, idziemy do auta i jedziemy do domu, a ja po drodze zauważam bilbord z Neymarem, reklamującym perfumy... Dziwne...
----------------------------------------------------------------------
Jak wrażenia po pierwszym rozdziale? Jej sens pisanie go? Napiszę 5 rozdziałów i wtedy mi powiecie czy pisać, nowe czy kontynuować to <3