Wróciłam!!!!Nie to,żebym się cieszyła,ale w domu to w domu.Jednak.
Zdjęcie najpierw z samolotu,bo ich jest dużo i jest z czego wybierać.Widok zapiera dech w ....piersiach no.
Nie wiem, jak mam Wam streścić cały cudowny tydzień w paru zdaniach.Zakochani wiedzą,o co chodzi.
Budziliśmy sie rano,wtuleni w siebie,uśmiechnięci i promienni.Za oknem świeciło słońce.Piliśmy kawę,On robił nam śniadanie.Potem jakieś zakupy,miasto i powrót.Ja robię obiad,On wychodzi o 16 do pracy a ja zostaję sama.Uczę się i czytam Ferdydurke.On przychodzi do ciepłego,rozgrzanego łóżeczka około godziny 1.Budzimy się rano,wtuleni w siebie....
Najgorzej było wczoraj,kiedy nie kładłam się spać,a On nie wskoczył do rozgrzanego łóżeczka,tylko wypiliśmy "poraną" kawę o godzinie 2 w nocy i poszliśmy na autobus jadący na lotnisko...
Proza życia,acz jaka piękna!Mogłabym tak żyć,tak ciągle,wolę jednak gdy jest cieplej,gdy mam skrzypce i gdy On pracuje na pierwszą zmianę.I żebym była po maturze.Eh,no i studia jeszcze.Prawie zapomniałabym....
Tak,mogłabym Wam całe tu achy i ochy snuć,ale domyślcie się jak było bosko.Następna wizyta (tym razem Jego)-za 3 tygodnie.To nie tak dużo.
A na takim małym marginesie chciałam sie pochwalić i zaznaczyć,że właśnie dziś,w dniu mojego przylotu mija nam 8 miesiączków.To już prawie ciąża :)
Z rzeczy bardziej przyziemnych -przeczytałam Ferdydurke i polecem gorąco wszystkim,którzy jeszcze nie czytali. Czytajcie,dzieci drogie,bo ma zniknąć z lektur szkolnych.Niech nie znika!!!A Wy czytajcie!!!Gombrowiczowski język wyśmienity wprost,ciągle pupa,cipuchna,ale nie dośc tego,poglądy bardzo aktualne jakby dziś żył i usmiałam się co nie miara; naprawdę "bomba" ("a kto czytał,ten trąba!" -W.G.).Chciałam przytoczyć tu jakieś zdanie,ale nie mogę się zdecydować,mam na to za mało czasu,żeby przepisywać tu książkę,a w necie nie mogę znaleźć tekstu.Ale polecam jeszcze raz,gorąco,uśmiejecie sie do łez.Pupa i jeszcze raz pupa.Wielka upupiona pupka nowoczesnej pensjonarki.