Tak jakoś łatwo i bez żalu przychodzi wypuszczać mnie z rąk. Zostawić samą, byle gdzie, bez opieki, bez zainteresowania.Nie mogłam znieść samotnej nocy w tym łóżku, więc przesiedziałam ją na parapecie. Pamiętam jak dziś.Płakałam sobie do snu, nikt przecież nie mógł mnie przytulić. Ale rano zbudziło mnie słońce i śpiew ptaków, dzień był wyjątkowo piękny - kończyło się lato - najwidoczniej świat nie zatrzymuje się dla Twojego złamanego serca. Zegar wciąż tykał, radio wciąż grało. Wiele wysiłku kosztowało mnie zejśćie na śniadanie, i musiałąm stawić czoła pierwszemu z wielu samotynych poranków.
czas.
Coś mnie od Ciebie odpycha i czasami ten wyraz twarzy sam mi się przybiera, gdy rozmawiamy. Wybacz mi zdegustowanie w moich oczach, przepraszam za pobłażliwe spojrzenie i nie wynagrodzę Ci chyba obrzydzenia w moim głosie. Mam tylko nadzieję, że moje zachowanie nie sprawia Ci bólu ani nie przysparza żadnych przykrości.
czas.czas.
Niby bezpiecznie, ale wcale nie jest dobrze. Niepewna.
jeszcze więcej czasu.
Jako przyjaciel był odpowiedni i tak mniej więcej minął rok. Po czym nagle padła wiadomość - jestem sama. Coś dziwnego innego czułam mówiąc to jemu niż komukolwiek innemu.. A wtedy wszystko poleciało na łeb, na szyję. Sami nie wiedzieliśmy, co się dzieje, sprawy toczyły się własnym biegiem, wbrew temu co budowaliśmy przez cały rok, a wręcz kompletnie burząc tą konstrukcję. Aż kiedyś, wylegując się na łóżku z lenistwa, jak zwykle trochę zbyt blisko siebie jak na przyjaciół, i gadając o niebieskich migdałach, atmosfera się nieco zmieniła.. Później wiele się działo, aż w końcu wylądowałam wylegując się obok niego skulona w kłębek - i tak już zostałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy stałam się jego. Nagle po prostu miał prawo przygarnąć mnie do siebie kiedy chciał, a ja za naturalne uważałam wtulenie się w niego w każdej chwili. Nie wiem, czemu nas to nie dziwiło - nigdy, przenigdy w trakcie trwania naszej przyjaźni nie pozwalaliśmy sobie na nic więcej, poza przyjacielskim uściskiem bądź pospiesznym pocałunkiem na 'dzień dobry'. Z reguły prawie w ogóle się nie dotykaliśmy, zaledwie kilka razy przytuliłam go bez powodu. A już na pewno nigdy nie drapał mnie do snu, nie pozwalał siadać na kolanach czy przytulić do siebie na dłużej. A jednak. Wciąż nazywaliśmy siebie przyjaciółmi, tylko tym razem nieco lepszymi. Jednak jak długo można oszukiwać siebie samych, w końcu nawet my się zorientowaliśmy, że istnieją pewne bariery przyjaźni damsko-męskich.
Lecz zachłanna, i zła, wciąż więcej chcę.. Niby cudownie.