Każdy z nas ma swoje życie, tak jak inni ludzie. Większość mojego czasu było poświęcone uczeniu się życia. Każdy pamięta momenty gdy z roku na rok coraz więcej obowiązków nas dotykało, coraz więcej przedmiotów w szkole i więcej spraw do załatwienia. Pierwsze kłótnie, wojny, pierwsi przyjaciele i wrogowie, pierwszy tornister, pierwsze podrywy, związki i inne relacje. Rano szkoła, w szkole sporo nauki, praca i sprawy które należy załatwić. Taka rutyna. Każdy ma ustaloną ścieżkę, którą mamy wybór podążać. Poznajemy życie, by móc w nim jakoś funkcjonować. Uczymy się sposobów właściwego postępowania, etyki i moralności. Każdy przecież wyrabia własne. W końcu nadchodzą momenty, gdy nie zauważyliśmy negatywnych stron naszych wyborów, nie przewidzieliśmy co może się wydarzyć, bo robimy wszystko z rozpędem, bez doszukiwania się dobrych i złych stron, by móc wybrać właściwy kurs, a przede wszystkim decyzje. Nie żałuję, że nie przewidziałem tego co będzie, co również świadczy o mojej bezmyślności. Podejmowałem się kroków, które zaszkodziły mojemu życiu, a w tym mojemu podejściu do ludzi i świata, który mnie otacza. Za to widzę też pozytywną stronę. Dzięki temu mogłem powyciągać wiele wniosków, które mnie ukształciły (one budują psychikę człowieka, m.in. podejście do rzeczywistości)). Nie żałuję, bo jestem tu teraz, piszę i mogę się dzielić swoimi przemyśleniami z internetem, do którego uważam mam dobre nastawienie. To się wydaje odrobinę śmieszne, że trzeba mieć jakiekolwiek podejście do internetu, do świata wirtualnego w którym, co ważne, czyha niebezpieczeństwo. Myślimy, że jak to internet, to przecież nic nam się nie stanie, przecież to tylko monitor i jakieś łącze, dzięki któremu mamy możliwość usadzenia się w jakiejś pozycji, upublicznienia swoich danych, swojej twarzy - po prostu mamy możliwość zaistnienia w nim. Nie chodzi mi o tworzenie grup społecznych, w których istnieje jakieś guru. Chodzi mi o wejście w ten świat, tak jak zaczynaliśmy w tym prawdziwym. Internet jest podobnym miejscem, co do tego w którym śmiejemy się, oddychamy, chodzimy, mówimy i żyjemy. Wszędzie znajdziemy coś, co może na nas wpłynąć, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Poznałem kiedyś taką Natalię, pisałem o tym kiedyś. To od niej się zaczęło. Po coś ją przecież poznałem, po coś przeżywaliśmy trudne momenty, rozstania, powroty i kłótnie, które na dzień dzisiejszy gdy je widzę i czytam, powodują na mojej twarzy uśmiech, lecz tylko dlatego że widzę jakim głupkiem byłem, że nie myślałem i nie zastanawiałem się nad tym, co robię. Poznałem ją po to bym teraz mógł pisać bloga. Bloga piszę po to by móc wrócić do tego, co było, by przypomnieć sobie wszelkie odczucia. Ale to też jest po coś. Ludzie wchodzą, czytają i uczą się na błędach innych, w tym przypadku na moich, widzą na swoim przykładzie sytuacje, które również dotykają mnie, bądź już dotykały. Piszę też dla innych, bo tak miało być. Miałem zacząć. Potem nowe znajomości internetowe, które również na mnie wpłynęło, choć też przez moją nieuwagę, nieostrożność i wielka ufność do ludzi. To nie jest rada, to fakt z którym ktoś kiedyś się spotka lub właśnie spotyka. Wydaje mi się, że przeżyłem dużo i każdy tak uważa o swoim życiu, który nie raz dał po dupie. Za to wiem, że to jeszcze mało w porównaniu do tego, że przede mną jeszcze sporo sytuacji, o których nawet bym nie pomyślał. Nie boję się, ale wiem że będzie trudno. Nie mogę bać się życia, bo strach by mnie tylko osłabiał, a każdy trudny moment by mnie przycisnął do ziemi. Potem ból psychiczny, fizyczny i tysiące niepotrzebnych myśli. Chaos. Może być gorzej, ale to ja decyduje czy chce sobie z tym poradzić, to ja widzę sens swojego istnienia i każdy go ma, tylko szkoda że nie każdy ma wyrobiony. Śmierć bliskich osób był i będzie dla mnie (zawsze) ciosem w serce. Wtedy właśnie czułem że emocje sięgają zenitu, że są nad moim rozumem i nie byłem przygotowany na to. W pewnym sensie łatwiej mają Ci, którzy przygotowują się do odejścia takiej osoby, osoby która zaistniała w naszym życiu i szczególnie na nie wpłynęła. Oni mają czas by jeszcze sprawić uśmiech na ich twarzy przed odejściem. Te tragiczne wydarzenia również mnie dużo nauczyły. Śmierć przyjaciela, śmierć babci, śmierć kumpla. Ale czy dam radę gdy umrze ktoś z mojego rodzeństwa? Raczej dam, bo już wiem, że tak musiało być. Z dnia na dzień coraz silniejszy, choć wydaje się że jest na odwrót. Bo odczuwamy nasz stan emocjonalny, nic więcej. To emocje najczęściej gubiły, a rozum wyprowadzał na prostą. Na dzień dzisiejszy, jak patrzę w lustro, przyglądam się moim oczom (choć nie bardzo lubię przed nim stawać), to widzę sporo smutku, a pamiętam jak jeszcze go nie było. Znajomi i obcy nawet zauważyli/zauważają. Smutek będzie w nich, ale szczęście które sam osiągnąłem wątpię, że zniknie. Coś przeczuwam, że nadejdzie taki moment, że poczuję się jak na starcie do życia, że znowu droga będzie pod górkę, a na niej mnóstwo przeszkód, że będę taki pusty, bez doświadczenia, którego właśnie nabywam. Tak jakby moje barki były oczyszczone z tego, co było. I jeszcze raz wszystko od początku. Musiałbym mieć wypadek i stracić pamięć, by nie wiedzieć, jak żyć. 2 lata temu zamknąłem się na ludzi i tkwiłem w ciemności myśli. Przeszedłem przez to nie zwracając uwagi na innych, miałem czas by pomęczyć się ze sobą samym, by w końcu zaprzyjaźnić się ze swoim ja i pokazać sobie, jakie błędy popełniałem, co zrobiłem źle. Miałem na to kupę czasu. Później poznałem Agę, otworzyłem się do niej. Pojechaliśmy nie znając się do znajomego, do innego miasteczka. Przesiadując kilka godzin w Mc'u czekając na Jej ojca opowiedziałem swoją historię. Aga pojawiła się nagle, choć nie miałem ochoty na jakiekolwiek, nowe znajomości. Otwierałem się coraz bardziej, zaczynałem na nowo żyć i zmieniać wszystko, co przeżyłem w doświadczenie. Trudne było by docenił życie, ale doceniłem dopiero, gdy zrozumiałem odejście bliskich. Żyję bo chcę. Żyję dla innych. Żyję dla tych, których już nie ma na tym świecie. Jedni przychodzą, drudzy odchodzą i na odwrót. Szkoda, że musimy uczyć się najwięcej na śmierci innych, że ktoś musi odejść byśmy się zmienili. Nigdy nie chciałem takiej nauki. W życiu nie chodzi o posiadanie samych dobrych kart, ale o umiejętne granie tymi które już masz w ręku. To znaczy wykorzystanie sytuacji, tego co doświadczyliśmy, by móc przejść przez podobne sytuacje nie poddając się i by wyjść dzięki temu na prostą.
Dzisiaj impreza z okazji osiemnastki Agi, najbliższej mi osoby. Przeżyliśmy razem, prawie dzień w dzień, przez dwa lata i końca nie ma. To dowód, że te "przypadkowe" znajomości są najdłuższe. Mam nadzieję, że dzisiejszy melanż poniesie wszystkich, oczywiście do granic. Ja sobie chyba odpuszczam picie alkoholu, jakoś nie czuję by mój organizm chciał go przyjmować, inaczej mówiąc, alkohol nie jest mile widziany w moim przełyku. Dzisiaj jeszcze tyle do zrobienia, przeprowadzka, zakupy i pomaganie Adze w organizacji. Będzi zajebiście. Pozytywne myślenie powoduje pozytywne efekty.
26 Października zlot w Poznaniu, zapraszam chętnych.
Godzina i miejsce jeszcze podam tutaj lub na facebooku.
Tutaj możesz mi zadać swoje pytanie (nawet anonimowo)
http://ask.fm/MaksRutkowskiOfficial