photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 31 SIERPNIA 2011

Hej ;)

przepraszam że tak długo nie dodawałam notek ale byłam na wakacjach a tam cięzko było z internetem ;)

ale teraz postaram sie dodawać chociaż po 2 opowiadania dziennie ;***

 

 

 

 

 

Opowiem Wam historię jednej miłości... Ktoś pomysli, ze to już zna i nie będzie czytał do końca, kto inny znów zauważy w tym cząstkę siebie...

Miłośc ten tylko zrozumie, kto raz się zakochał, a na nowo nie umie - kierowałam się tym jakże ważnym dla niektórych zdaniem przez sześć lat swojego związku. Wszyscy podziwiali parę, jaką tworzymy i pozazdrościli nam tego ogromnego uczucia, które nas łączy. Ja też żyłam tylko tym, co nas łączyło, bo było tak cudownie...

Cudownie do dnia, kiedy poznałam Rafała. Fajny chłopak - pomyślałam, kiedy pierwszy raz miałam okazję zamienić z nim parę słów. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że będzie to osoba, która nauczy mnie żyć... Pierwsze spotkania wyglądały dość karkołomnie, jakaś kawa, trzy zamienione słowa i to wszystko. Sprawy nabrały innego znaczenia, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o swoich drugich połowach. Tak, Rafał jest żonaty, a ja mam faceta od sześciu lat. Temat miłości życia, spowodował, iz zostaliśmy przyjaciółmi.

Wszystko było łatwiejsze, kiedy żyłam z myślą, że jest ktoś, z kim mogę zawsze o wszystkim porozmawiać. Miał problemy w związku i wszystko, co zbudował, zaczęło mu się rozpadać. A ja - ja zawsze myślałam, że mnie to nigdy nie spotka. Jednak się myliłam. Kiedy on wyprowadził się od żony, w moim związku jeszcze nic nie wskazywało na to, ze coś może się posypać. Długo jednak to nie trwało. Mnie los zaskoczył na dwa tygodnie po tym, jak mój przyjaciel poznał dziewczynę i znowu wreszcie zaczynało mu się układać. Nie chciałam zawracać mu głowy swoimi sprawami sercowymi w momencie, kiedy było mu tak dobrze. Dowiadując się, że facet, z którym jestem sześć lat mógł mnie zdradzić, zagubiłam się tak bardzo, że nie wiedząc czemu, postanowiłam mu wybaczyć. Myślałam, że wszystko się ułoży i będzie tak, jak dawniej. Poza tym był Rafał i nasze wspólne rozmowy, które pozwalały mi się z tym wszystkim uporać. Nikt nie rozumiał mnie tak, jak on. Spotykaliśmy się czasem dwa-trzy razy w tygodniu, żeby poplotkować o naszych pierdołach:)

Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie i zapytał, czy moze przyjechać pogadać. Wyczułam, że coś jest nie tak. Przyjechał do mnie późnym wieczorem, był trochę załamany, jego związek z dziewczyną zaczął sie komplikować. Postanowiłam mu pomóc, zbliżyć ich do siebie. Co za tym idzie, zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Wydawało się, że wszystko jest w najlepszym porządku. Niestety nie było. Zdałam sobie sprawę, ze go kocham. Bałam się tego tak bardzo, iż nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że ja - najlepsza przyjaciółka - zniszczę mu to wszystko, co na nowo sobie poukładał. Wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Udawałam, że wszystko jest jak dawniej i nic się nie dzieje. Wmawiałam sobie: to minie, z czasem wszystko mija. Ale nie mogłam przestać o nim myśleć. Robiłam to nawet wtedy, kiedy spędzałam czas ze swoim facetem. Moje życie zamieniło się w labirynt uczuć.

Nadszedł feralny piątek. Jego dziewczyna wyjechała na ferie, a ja byłam sama przez weekend. Postanowiliśmy pojechać na dyskotekę ze znajomymi. Było świetnie, zabawa była udana i wszystko dobrze sie układało, trzymałam się na dystans - bynajmniej tak mi się wydawało. Wszystko szło, jak po maśle. Ale... po każdym następnym piwie nie mogłam przestać myśleć o tym, co mogłoby sie wydarzyć i jak by to było... Myśl ta była tak bardzo przytłaczajaca, że zaczęłam popadać w melancholię.
Niestety w tym samym momencie DJ zmienił nastrój na sali na nieco bardziej klimatyczny;) No i stało się, poniosło mnie i to za bardzo... Rzuciłam jakąś dedykację, potem nastepną .. Tańczyliśmy razem wolny kawałek, kiedy pomyślałam, że przecież jeszcze nic straconego - zawsze można to wszystko jakoś wytłumaczyć. Zaczęłam się zastanawiać, jaką głupotą się z tego wykaraskam... Kiedy...
WŁAŚNIE TAK! ZROBIŁ TO! O, BOŻE... POCAŁOWAŁ MNIE... W tej jednej chwili miałam tysiące myśli... Ciesząc się tak bardzo, a jednocześnie nienawidząc się za to, co się stało, tonęłam w jego objęciach. I choć wiedziałam, że to, co się dzieje jest złe, chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. Dalszy ciąg był... (pozostawiam to waszej wenie twórczej:P) ok., podpowiem;)

Niestety nastał dzień kolejny, w którym musiałam wypić to piwo, którego sobie sama nawarzyłam. Trapiące mnie wyrzuty sumienia nie dawały spokoju przez cały dzień. Ale nastała niedziela. Kiedy wiedziałam już, że przyjedzie, bałam się, jak małe dziecko tego, co może się stać. Czy w ogóle spojrzymy sobie w oczy, czy będzie jak dawniej? Okazało się, iż nie miałam się czego bać. Choć wstęp był troszkę dziwny, jakoś nie poruszaliśmy tematu sprzed dwóch dni. Do czasu, kiedy nie zostaliśmy sami. No i cóż tu wiecej dodawać...;)

Kolejny tydzień był połączeniem wszystkich moich najpiękniejszych chwil, jakie kiedykolwiek mi się przytrafiły w całym dotychczasowym życiu. Kiedy nastał czas oddalenia, było mi ciężko. Cały czas myślałam o tym, że zniszczyłam życie trzech osób w jednym momencie, JEGO, JEJ i mojego faceta. Popadłam w depresję. Chciałam zapaść się pod ziemię. Było mi z tym tak źle, a nie mogłam powiedzieć, że żałuję. W końcu chciałam już tylko umrzeć. Nie trwało to jednak długo, bo znów się widzieliśmy. Miałam nadzieję, że będzie jak dawniej, ale nie było. Ku mojemu zdziwieniu było inaczej. Mówiąc inaczej, nie mam na myśli nic złego, broń Boże, wręcz przeciwnie... I tak mijały dni, tygodnie, w których zrozumiałam, że nie mogę krzywdzić swojego faceta i muszę zakończyć ten sześcioletni związek. Tak też zrobiłam. Rafał był u mnie tamtego dnia i pewnie wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że... po prostu czegoś zabrakło... Czegoś, co pozwoliłoby mi poczuć się potrzebną. Nie wiem, poprostu coś poszło nie tak! Jeszcze tej samej nocy mój facet poprosił mnie o spotkanie, chciał wyjaśnić parę spraw. Zgodziłam się, myśląc, że po sześciu latach ma do tego prawo, aby dowiedzieć się całej prawdy. Pojechałam... Pierwsze jego słowa: BŁAGAM, NIE ZOSTAWIAJ MNIE, a potem wybuch płaczu i przerażajaca cisza... Nie zostawiłam go, choć już nazajutrz zastanawiałam się, dlaczego. Byłam wściekła na nich obu, ale najbardziej na siebie. Pełno pytań bez odpowiedzi: dlaczego pojechał i zostawił mnie sama w takim momencie? Dlaczego pozwoliłam na to, by wyszedł, choć tak bardzo chciałam, aby został? Dlaczego to wszystko tak się potoczyło? Poprostu setki dlaczego i nic więcej...

Dzisiaj w moim życiu są obaj... A ja zbyt słaba, by cokolwiek z tym zrobić, zbyt słaba, by podjąć jakąkolwiek decyzję bładzę w swoich myślach szukając rozwiązania... Tylko jedno pozostaje...

Muszę skończyć historię tej jednej miłości - mojej miłości, która spowodowała tyle krzywdy i cierpienia... Czas poukładać wszystkie puzzle w jeden czysty obraz i zabrać je ze sobą w miejsce, gdzie już nigdy nikogo nie zranię...