I nie poszłam...
Koleżanki się wymigały;**
I dzisiaj też miałam iść.
I zgadnijcie...
Nie poszłam...
Pogoda zawaliła...
A pół godziny po tym świeciło słońce...
To się nazywa szczęście nie?
No ja w końcu dziecko (nie)szczęścia jestem.
I odbyłam kolejną rozmowę...
Hahahahahahahahahahahaha...
Ja odbyłam?((fajnie by było)
Rozmowę?((w połowie się skończyła)
I one mi mówią że jestem zła...
A ja mówię że nie jestem zła...
A one mówią że jestem...
A ja że nie...
I co z tego wyszło?
Że przez 2 lata go nie widziałam...
Nie licząc tych 5 sekund...
Ominął mnie i nawet nie wiem czy poznał...
Fajnie...
I ja mam być zła?
Że nie zobaczyłam go dzisiaj?
Na co?
Przecież ja go tylko kocham...;***
I powoli się przyzwyczajam do myśli:
- że nic z tego nie będzie
-że robię sobie tylko niepotrzebne nadzieje
-że mogę go jeszcze długo nie zobaczyć(I
już na pewno to:
-ŻE NIGDY Z NIM NIE BĘDĘ
I wiecie co?
Wyjeżdżam...
Nie ma mnie...(za miesiąc)
Mam nadzieję że nie będzie neta
Że nie będę miała kontaktu z tym miejscem (I może przez te 2 miesiące zapomnę....
Miejmy nadzieję...