Lubie tak sobie chodzić wieczorami, słysząc tylko swoje kroki i myśli. Wtedy tak naprawdę nie masz wyjścia żeby zastanowić się nad swoim życiem, jedni mają lepsze drudzy gorszę. Ale każdy z nas powinien w pewnym wieku stanąć twardo na nogach i się obudzić. Słyszę od swoich bliskich że moja zmiana powinna nastąpić i dobrze o tym wiem, mam już prawię 20 lat a nie potrafię wkroczyć w dorosłe życie. Szczerzę mówiąc obawiam się tego stała praca, obowiązki boje się również tego że wraz z tą zmianą odejdzie jakaś cząstka mnie, że zmienię się z wesołego typa, w ponurego przeciętniaka. Moje wyjebanie na wszystko sprawiało że byłem pewnym ewenementem jako ja, choć mam przyjaciół, rodzinę, pasję, to chyba gonie za marzeniem które raczej się nie spełni. Wiem że muszę wziąć życie za pysk i zacząć patrzeć na świat z innych perspektyw że czasy labów się kończą, w końcu można powiedzieć że jestem już dorosły. Lecz boję się tego, ale wiem że mogę wszystko stracić czasami czuję że już to tracę. Tracę grunt pod nogami a wszystko do o koła zaczyna znikać, wiem że nie chcesz żebym był taki jak teraz moje podejście do życia Ciebie odpycha, choć Kochasz moje wnętrze to, to jak z niego korzystam Ciebie razi. Uwierz we mnie, bo jeżeli nikt we mnie nie wierzy, to ciężko mi uwierzyć w siebie....