Zwyczajem człowieka jest czasem oglądać się za siebie,
by móc porozmyślać nad tym co się zdarzyło...
I choć nawet w snach nie potrafimy zwyciężać,
bo i tam się nie zawsze układa jak chcemy,
to kto inny i tak miałby zrobić to za nas samych!?
Tak trudno jest bez względu na to wszystko
przyjąć ten stan, który jest życiową porażką.
Na samą myśl wzdryga człowiekiem to słowo!
Ale tak naprawdę nikt się nie zastanawia
nad tą kwestią w zupełnie innych wymiarach.
Że ten rodzaj czasem przybiera formę zwycięstwa
w tej całej walce, co wygląda na przegraną.
Wydawałoby się, że całe niebo na głowę spada,
trzeba się z wszystkiego otrząsnąć
i z podniesioną głową spojrzeć na to-
jak na sytuację z pola powojennego.
Nie raz chciałoby się zbyt wiele niż
każdorazowo można sobie wziąć-
chcieć płynąć po lądach nie znanych,
by całkiem nieświadomie po raz kolejny
pogubić się w całej rzeczywistości
i dopłynąć do samego siebie...
Choć jest w tym sporo prawdy,
że łatwiej jest się poddawać
niż samemu do celu doprowadzać.
A kiedy już to jako całokształt ogarnie się
to w takiej chwili pozostaje znów
tylko to co mamy i sklejamy co posiadamy.
Ta 'wygrana' sprawiła, że trzeba chyba
dostrzec pozytywy obrót całej sprawy.
"Widocznie inaczej tego tak nie można
było osiągnąć i być może akurat to
jest najmniejszy możliwy koszt poniesiony."
Czas wstać i nauczyć się żyć na nowo...
I być może odryć siebie samego na nowo...
A miało być tak pięknie
miało nie wiać w oczy nam
i ociekać szczęściem...
miał się nam nie kurczyć świat.