ryprypryp

Dziś rano ujechany ledwo zdążyłem na autobus.

Bas, elektryk i 15kg piec na rękach.

Jakoś dałem radę.

Wysiadłem na dworcu.

Usiadłem koło Piotra i Pawła. Podszedł do mnie starszy pan o lasce.

Trochę był zaniedbany. Ale nie zapity, nawet twarzy nie miał przepitej.

Przeprosił mnie, że przeszkadza, powiedział że jest bezdomny i prosiłby o jakiś grosik...

Cyganowi bym nie dał, ale takiemu panu... No widać było że uczciwy pan. Dałem dwójke, bo tle miałęm drobnych.

"A słyszał pan, pięć minut temu mówili że się rozbili prezydent i ministry samolotem, nie żyją wszyscy?"

No, nie zaprzeczyłem mu, że to nie prawda, bo już zdążyłem go w tą minutkę polubić, ale nie chciało mi się zbytnio wierzyć.

Może ów bezdomny pan bredzić.

Przyjechała moja taksówka.

Wsiadam, gadu gadka...

"No, teraz w radiu puszczają smutne kawałki już... Samolot z prezydentem i całą świtą się rozbił, nikt nie przeżył"

No i szok... Dziwnie się tego dowiedziałem. Jesteśmy aktualnie o krok bliżej od anarchii lub socjalizmu.

Potem dotarłem do Asiena, trochę posiedzieliśmy...

Potem poszliśmy do szansy i pograliśmy 3 godziny...

SZUWAR MUSI ZGINĄĆ!!!!!!

Przyszła też potem Ada vel Tarka vel Tarja i posiedziała z nami.

Potem poszliśmy odnieść sprzęt do Asiena a potem z Adą we dwójkę poszliśmy do niej.

Poznałem jej mamę, chociaż bardziej liczyłem na poznanie jej taty :P

No i poznałem jej 4 koty i przywitałem się z chłopakiem jej siostry :P

I było oglądanie, gilgotanie, wylegiwanie, rozmawianie...

I w ogóle fajnie było. Dziękuję :*

No i potem wróciłem po sprzęt i pojechałem z mamą do domu...

Spać, jest za 20 pierwsza w nocy...

Huzzah... uuuuuuuaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa (taki ino ziew.)