Wiesz jak się czuję? Oczywiście, że nie.
Przyzwyczaiłam się do tego krótkiego schematu potrzymywania Cię na duchu.
Najpierw opowiadasz Ty,
potem ja,
kilka śmieszków,
krótki temat,
koniec rozmowy.
Po czym dzwonię przed samym snem (lub na inny sposób) upewniam się,
że pójdziesz spać z uśmiechem na twarzy.
Żałuję, że Ty nie.
Jest mi ciężko. Wraca mi pierwszy tydzień Twojej nieobecności,
gdzie znowu nazwę siebie tylko beksą.
To nie jest kolorowe życie.
To te prawdziwe.
To nie ma większego sensu, prócz miłości
czy ona ma sens?
Niby sądzisz, że to Ty się mną opiekujesz.
Nic. Bardziej. Mylnego.
Dzięki,
za kolejne łzy.
Zmieniłeś mnie w deszcz.
Sam na to narzekasz.
jestem już duża... xxx