Klatki schodowe mają w sobie coś wyjątkowego. Jedne z nich są zamalowane przez młodzież, inne śmierdzące żulem/mokrym psem, a jeszcze inne są jak wybieg dla modelek, albo czerwony dywan. Każde przejście do swojego mieszkania jest równoznaczne z byciem obserwowanym przez kilkanaście szkieł. Jakiekolwiek są, każda z nich opowiada jakąś historię. Gdy mieszkałem jeszcze we wcześniejszym bloku, w wieku około ośmiu lat zdarzył się pewien dziwny incydent. Pamiętam, że byłem wtedy lekko zeschizowany filmem "Szósty zmysł", co niosło ze sobą m.in. to, że zanim wchodziłem do mieszkania, sprawdzałem każdy pokój, czy aby nie kryją się tam żywe zwłoki, a po podłodze poruszałem się jak beznogi ninja. Gdy któregoś dnia wróciwszy ze szkoły otworzyłem ostrożnie drzwi wejściowe, usłyszałem jakiś hałas na samym dole klatki. Zatrzymałem się na chwilę i zacząłem nasłuchiwać. Po kilku sekundach ciszy z dołu dobiegł mnie głośny, nienaturalny i dziwny śmiech wypełniający całe pomieszczenie. Do tej pory zastanawiam się kto/co to było. Mieszkając już w nowym mieszkaniu, nieprzerwanie od półtora roku, być może przez przypadek, co najmniej sześć razy na tydzień powtarza się pewien schemat: Otwieram drzwi, zapalam światło na klatce, przechodzę obok mieszkania piętro niżej mojego i słyszę ryglowanie zamków. Za każdym razem, sąsiadka rygluje zamki akurat gdy przechodzę. Któregoś tygodnia postanowiłem zmienić porę wychodzenia z psem i do szkoły. Nie zgadniecie. Nic się nie zmieniło. Mój przyjaciel kiedyś opowiedział mi, że wyglądając przez judasza zauważył swojego kumpla z klatki, który idąc ku górze (mieszkał na czwartym piętrze), pochylał się przed każdymi drzwiami i szedł dalej*. Kiedyś wychodząc na dwór, we wgłebieniu przy wyjściu z klatki leżał żul i mamrotał coś do mnie o tym, że jest pilotem. W piątej klasie odwiedził mnie kumpel i dla zabawy zaczął dopisywać do skrzynki pocztowej numery odpowiadających im mieszkaniom. Powiedziałem, żeby mojego jakiegoś specjalnie nie zaznaczał, aby napisał go tym samym pismem co wszystkie. Chyba mnie nie zrozumiał i zrobił na moim numerze szlaczek. Oczywiście było na mnie. Innego razu musiałem malować klatkę, bo zrobiliśmy sobie z niej strzelnicę z "pukawek". Dla Siostry natomiast moja klatka pachnie dzieciństwem. Współczuje jej dzieciństwa. Klatki schodowe mają w sobie czar, bo są spoiwem wielu wspomnień, oraz samych jej użytkowników.
*prawdopodobnie po prostu wycierał kupę z podeszwy o wycieraczki.
Nie wierzę, że tyle napłodziłem o klatkach schodowych XD
Dziś koncert, Grubson, 3oda kru, Bob One, Rahim, NTK - dostarczcie moim uszom orgazmu e
u nas na imprezach robią tak nawet dziewczyny
tylko, że one dodają do tego jeszcze - YNY!
Na zdjęciu kot, który mi jeszcze nie uchylił do końca szpary. Cola.