JEST TO CIĄG DALSZY, CZ. 1 ZNAJDUJE SIĘ W NASTĘPNEJ NOTCE.
***
Mijały dni, tygodnie, miesiące, w końcu dni zaczęły być coraz dłuższe, a cierpliwość Marcela i Anny zaczęła się kurczyć. Siedzieli dzień w dzień w samochodzie przed mieszkaniem Hansa, patrolując wzrokiem ulice. Przez ten cały czas nie zauważyli niczego szczególnego, aż do pewnego dnia...
- Ana! Patrz! - krzyknął podekscytowany Marcel - Tam! W oknie!
- O mój boże! - wtórowała Anna.
Ukazało im się coś, czego się nie spodziewali. W oknie stał nie kto inny, jak Hans. Z początku nie poznali go, bo miał na ciele coś na kształt czarnej, przylegającej mazi okalającej go aż do samej szyi.
- Szykuj się na seks ze źrebakiem i albinosem, kochanie - rzuciła Anna i oboje wybiegli z samochodu w stronę domu Hansa.
Biegli tak szybko jak tylko mogli, ale gdy dotarli na miejsce, nikogo nie zastali.
- Cholera! Jak to się mogło stać?! - denerwował się Marcel. - Czekaj, tylne drzwi!
Kiedy wyskoczyli z mieszkania tylnym wyjściem, zobaczyli tylko odjeżdżający samochód, którym był Mercedes Hansa. Mieli już się poddać, gdy Anna zauważyła przed nimi taksówkę.
- Za tym statkiem! To jest yy.. samochodem! I niech pan lepiej doda gazu, jeszcze dziś chce się kochać ze źrebakiem.
Taksówkarz spojrzał na nią w lusterku i wzruszył ramionami. Zdawało się, że codziennie ma takich klientów.
Przez trzydzieści minut taryfa podążała blisko samochodu ich przyjaciela. Dojechali aż do wybrzeża, gdzie jak twierdził kierowca taxi, lepiej zbyt długo nie przebywać. Wysiedli trzysta metrów od wozu Hansa, żeby zachować bezpieczną odległość. Zauważyli go siedzącego w porcie.
- Myślisz, że możemy podejść? - spytała Anna ze strachem w głosie.
- Myślę, że nie mamy innego wyjścia - powiedział Marcel i przełknął głośno ślinę.
Szli wolno, jakby byli skazańcami chcącymi odłożyć wyrok. Szczególnie uzasadnione było zachowanie Marcela. Gdy wyobrażał sobie, że będzie musiał spełniać chore fantazje swojej dziewczyny, na samą myśl przechodziły go ciarki. Co tam kosmita, gdy własna dziewczyna to największy zbol w galaktyce!
W momencie, kiedy byli tuż za nim i mieli coś powiedzieć, Hans się odwrócił. Z początku spojrzał na nich całkowicie zaskoczony, ale zaraz po tym spuścił wzrok i rzekł:
- Więc wiecie...
Marcelowi zrobiło się go żal, więc poklepał Hansa po ramieniu. Dotyk czarnego kombinezonu, czy cokolwiektobyło przyprawił go o gęsią skórkę.
- Wiemy, że jesteś inny. Ale nie przejmuj się, to nie zniszczy naszej znajomości. Jakoś damy radę. - powiedział Marcel.
Hans podniósł wzrok, lecz nadal widać było na jego twarzy strach i zmieszanie.
- Chciałem wam powiedzieć już dawno, ale jakoś... nie potrafiłem nigdy zebrać w sobie odwagi. - wydukał.
- Przecież wiesz, że zawsze staraliśmy się wspierać cię we wszystkim, jesteś naszym przyjacielem. Sytuacja stała się bardzo skomplikowana, ale wierzę, że jesteś tym samym Hansem, którego poznałam - wtrąciła Anna.
- Cieszę się - odetchnął Hans. - w dzisiejszych czasach trudno o tolerancję dla homoseksualistów. Dobrze jest mieć takich przyjaciół jak wy. Dziękuję.
Marcel i Anna spojrzeli na siebie, a układ ich twarzy przybrał nieokreślony, trudny do zdefiniowania kształt. Wyglądały jak rozmazana fotografia dwójki dzieci z adhd.
- Mógłbyś powtórzyć, co powiedziałeś? - spytała Anna.
- No.. że dziękuję?
- Nie, to wcześniej.
- Że dobrze mieć takich przyjaciół jak wy?
- Nie, bardziej wcześniej. - odparła coraz bardziej niecierpliwiąca się Anna.
Hans podrapał się po głowie, pomyślał i powiedział:
- Cześć, jestem Hans, miło mi was poznać.
Pod nosem Anny znów znikąd pojawił się długi wąs, a ta wyrywając go i prostując wymierzyła nim Hansowi cios w twarz.
- Nie aż tak wcześnie! - krzyknęła.
- Ah... No, o tym, że nas gejów w dzisiejszych czasach się dyskryminuje.
- Gejów? Hans, jesteś gejem?!
- A co myśleliście? - wykrzyknął zaskoczony.
Anna i Marcel wyłożyli mu całą historię, ze wszystkimi szczegółami.
-... jako wrażliwy facet, lubię zbierać kwiaty, płatki zbożowe po prostu mi smakują, zamknięte parasole w kolorze beżowym przypominają mi pewien narząd, podobnie jak orzeszki. - tłumaczył się Hans. - moje zaginięcie to sprawa wizyty u mojego latynoskiego ogrodnika, Hose. A statek? No cóż, spójrzcie sami - rzekł i wskazał ręką napis nad zadokowanym w porcie statkiem, który głosił "Rejs dla zwiedzających kakaową krainę".
- W takim razie, o co chodzi z tym kombinezonem który masz na sobie? - spytała Anna.
- Ah, to... Właściwie to taki strój sado-maso, zrobiony z lateksu. Lubię być bity i poniżany... - rzekł nieśmiało Hans.
- To dlatego zatrudniłeś się w Biedronce! - krzyknął Marcel, w jego głosie słychać było wyraźny triumf.
- Dokładnie... Więc teraz chyba rozumiecie, prawda?
Po krótkiej rozmowie pożegnali się i usiedli na molo odprowadzając wzrokiem statek, którym płynął ich przyjaciel.
- Zapomniałam go spytać o co chodziło z tym krowim wymionem!- powiedziała zawiedziona Anna.
- Wydaje mi się, że wiem czym mogło być to sztuczne wymiono zasilane na baterie AA.
I uwierz mi. Są rzeczy, których lepiej nie dociekać...
Tekst ten dedykuje pewnej ważnej gówniarze, która za tydzień kończy 17 lat <3
A wszystkim, którzy to przeczytali współczuję.