dziś daje drugą część opowiadania pt. Mój zaklęty królewiczu".
Mam nadzieję że poprzednia część też sie podobała:)
Jednak ta opowieść będzie w chyba czterech częściach bo pomyślałam sobie że nie można zasmucać tak od razu czytelników:):)
zobaczymy na ile starczy miejsca..
pozdrawiam czytających i komentujących...
Zrobiło mi się smutno i właśnie wtedy podjęłam decyzje, nie zostawie go samego... W domu pojawiłam się tylko na chwile, poprosiłam brata by zawiózł mnie do biblioteki, aż trudno było mi uwierzyć, że się zgodził. Gdy dotarłam na miejsce poprosiłam bibliotekarke o gazety sprzed dwóch lat, przyniosła mi wszystko, co miała na temat tego strasznego wypadku. Niestety nie było tego wiele, parę wzmianek na temat strzelaniny i śpiączki, w jaką zapadł Michał. Troche rozczarowana wróciłam do domu. Coraz częściej zaczęłam bywać w szpitalu, na początku tylko siedziałam patrząc na Michała pogrążonego w błogim śnie. Jednak z czasem mój wstyd zniknął i zaczęłam mówić. Opowiadałam mu o wszystkim, mojej szkole, o tym, co działo się na tym przeklętym świecie. Nigdy nie miałam wrażenia, że mówie do ściany, zawsze w sercu czułam te pewność, że on doskonale mnie rozumie, że słucha. Często też spotykałam jego siostre, to od niej dowiedziałam się wielu istotnych szczegółów na temat mojego nowego przyjaciela. Bardzo zaskoczyła mnie, kiedy powiedziała, że mój śpiący królewicz był ode mnie starszy pieć lat, miał dwadzieścia jeden. Iza, gdyż tak miała na imie siostra Michała, opowiadała mi o studiach, na które się dostał, zawsze marzyłby skończyć filologie romańską, a kiedy los dał mu taką możliwość zdarzył się ten wypadek. Z jej opowieści wywnioskowałam, że był romantykiem, kochał jeździć konno, słuchać ballad i oglądać stare filmy. Izka nie powiedziała mi jednego, co sprawiło ten tragiczny wypadek. Z gazet przeczytanych w bibliotece, dowiedziałam się, że znalazł się w samym centrum strzelaniny spowodowanej przez dwa uliczne gangi. Tego dnia, jak zwykle popędziłam do szpitala, ku mojemu zdziwieniu pod salą Michała stał tłumek rozgorączkowanych lekarzy. Przyśpieszyłam kroku i po chwili byłam już pod salą przyjaciela. Przepraszam, czy coś nie tak z Michałem? - Zapytałam przestraszona młodego doktora, który właśnie mnie mijał wychodząc z pokoju. Meżczyzna uśmiechnął się do mnie i dodał -Wrecz przeciwnie! Pacjent obudził się, ze śpiączki! -Te slowa biegały mi po głowie, nie chcąc dotrzeć tam gdzie powinny. Nie mogłam uwierzyć w szczęście, jakie spotkało rodzine Michała no i mnie. -Czy moge do niego zajrzeć? - Miałam nadzieje, że pozwolą mi się z nim zobaczyć. -Musisz chwilke poczekać właśnie bada go ordynator.-Znów posłał mi miły uśmiech. Usiadłam na ławce w korytarzu. Czekałam jakieś piętnaście minut, może troszke dłużej a serce waliło mi jak oszalałe. Tak bardzo chciałam usłyszeć głos Michała, zobaczyć jego oczy i uśmiech. Na samą myśl czułam, że się rumienie. Kiedy pozwolono mi już wejść, przez chwile zawahałam się. Przecież on mnie w ogóle nie zna! Jak zareaguje na mój widok? Zaczęłam się zastanawiać, ale po chwili moje obawy rozwiały się i przekroczyłam próg szpitalnej sali. Michał spojrzał na mnie z zaciekawieniem -Czesc -mruknęłam próbując w jakiś sposób powstrzymać drzenie dłoni. -Witaj-odpowiedział nie odrywając od mnie wzroku, był mną dziwnie zafascynowany. -My się chyba nie znamy? -Dodał po chwili milczenia. -Znamy się, albo i nie -nie mogłam się zdecydować, przecież przez ostatni miesiąc bywałam w szpitalu codziennie, opiekowałam się nim a teraz miałabym powiedzieć, że się nie znamy! -Ja cię znam, ty mnie chyba nie -wreszcie się zdecydowałam. -Nie bardzo rozumiem. -Przez ostatni miesiąc bywałam u ciebie prawie codziennie. - Jestem Weronika -przedstawiłam się posyłając mu ciepły uśmiech. -Śniłaś mi się, siedziałaś na moim łóżku i opowiadałaś. Myślałem, że to anioł przychodzi do mnie co dzień. Boże, jaki on miał piękny i melodyjny głos, a do tego dwa dołeczki w policzkach , kiedy się uśmiechał. Zachichotałam cicho -Nie myślałam, że jestem podobna do anioła, ale miło mi śpiący królewiczu...