Nie chciało mi się dłużej za nimi czekać. W głowie miałam normalną pustkę, a w brzuchu mi burczało, ale to nic, że byłam na skraju wytrzymałości. Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje, akurat dzisiaj. Miałam już dzwonić do siostry, ale by mnie uznała, za mięczaka, który nie może wytrzymać bez rodziny przez dłuższy czas. Dobrze, jeżeli tak to ma wyglądać to ja dziękuje bardzo.
Truchcikiem zbiegłam po schodach, aż do drzwi wyjściowych i wejściowych. Znalazłam się w korytarzu. Założyłam na swoje nogi kozaki, które niedawno ściągałam myśląc, że już nigdzie dzisiaj nie wyjdę. Zarzuciłam na siebie płaszcz, w razie czego. Nie wiedzialam czy będę chodzić jeszcze po parku czy zwyczajnie iść sobie do knajpki kumpla. Dosyć dobrze znałam właściciela tej knajpy, ale nie tak bardzo Bartka, który był współwłaścicielem. Czasami lubiłam gdzieś z nim wychodzić, ale nie wychodziłam zbyt często, ponieważ kontakt nam się urwał. Byłam w nim zakochana, muszę przyznać. Ale wszystko zmieniło się gdy on poznał tą jedyną - Wiolette. Załamałam się jak to zwykle, ale jednak po miesiącu zabrałam się do życia na nowo i tak o właśnie o nim zapomniałam. Dziwię się, że wam o tym mówię, nigdy wcześniej od tamtego czasu o nim nie mówiłam, bo tak samo jak Eryk zranił moje serce. Ale jest pewna różnica, mimo, że go kochałam nie spałam z Bartkiem. Nigdy tego nie planowałam, moze tylko dlatego, że byłam za młoda, i wiedziałam, że coś spieprzę.
Miałam właśnie wychodzić, już nawet dłonią dotknęłam klamki gdy ktoś podniecony (tak mi się zdaje) szarpnął klamką, a drzwi ruszyły z taką prędkością.. Że myślałam, że mają prędkość światła i że są szybsze od ojca. Okazało się, że to tato i moja siostra. Oczywiście to siostra szarpnęła te drzwi, że omal nie uderzyły mnie w twarz.
- Iza!Iza! - wrzeszczała jak tylko weszła do środka. Nawet nie zdążyła zdjąć kurtki i pewnie nawet nie zauważyła, że właśnie oto w tej chwili wychodzę - Musisz wiedzieć, że pani Emilia, koleżanka taty z pracy ma córkę w twoim wieku! I ona zaszłą w ciąże i.. - w tej własnie chwili ojciec zatkał smarkuli buzię, a ta nawet słowa nie mogła wydukać, taką miał siłę.
- Dobrze, wystarczy. Wystarczy jej to, nie musisz opowiadać szczegółów. - uśmiechnął się pobłażliwie ojciec.
- O co chodzi? - spytałam obojętna zakładając pasek od torebki na swoje ramię.
- Dokąd wychodzisz?
- Właśnie miałam wpaść do Bartka. - odparłam obojętnie.
- Po co? Przecież tyle ci sprawił bólu...
- Może i mi sprawił, ale ty nie masz nic do gadania. Mogę się spotykać z kim chce i kiedy chce, wy mogliście wyjść i w ogóle się do mnie nie odezwać, nie dać żadnego znaku życia, to ja też postanowiłam, że tak zrobię. I nie masz nic do gadania, wrócę na wieczór. - wyszłam. Tak, wyszłam. Trochę mnie to zdziwiło gdyż nigdy nie pyskowałam ojcu, ani nie sprzeciwiałam mu się. Zawsze było tak, że nie kazał mi potem wyjść, a ja bez odpowiedzi ojca tak po prostu wyszłam. Nie wiem dlaczego tak postąpiłam, przecież jestem grzeczną córką.. Tak mi się wydaje. Poza tym co ta smarula mówiła? Naprawde nie mam pojęcia, ale najwidoczniej ojciec coś kryje. Jaka koleżanka? Jaka córka? Dlaczego ja nic o tym nie wiem? Pewnie matka też nic nie wie, ale okey. Może tatko ma romans? Taa, mogę tylko pomarzyć. Zresztą młoda nie zniosłaby tego, że rodzice sie rozwiedzają. Wpadłaby w szał i uspokoiła się wtedy kiedy by do siebie wrócili. Może dlatego matka i ojciec nie kłócą się tak, bo wiedzą, że to się skończy źle. I wiecie co? Wydaje mi się, że to nie jest szczerzy związek, oni siebie kłamią, a ja muszę w to wkroczyć.
(...) Byłam już przed knajpą. Nic się nie zmieniło, tylko doszło parę kwiatów. Tak to była tu czysta ruina, normalnie zabytek w którym można się tylko dobrze kryć. Chłopcy nie byli pedantami, co było widać. Ja tez zresztą nie lubiłam pedantów, nie lubiłam porządku. Zawsze miałam coś porozwalane, ale mimo tego nie sprawiało mi to trudności jeżeli miałam coś poszukać. Dziwi mnie dlaczego niektóre osoby wpadają w taki szał, kiedy wszystko nie jest na swoim miejscu. (...) Gdy weszłam do środka nikogo szczególnego nie widziałam. W ogóle nie mieli żadnych klientów. Na początku ta knajpa roznosiła mega szum dla młodych potomków. Razem z moją koleżanką nazywaliśmy młodzianów, którzy chodzili do tej knajpy "potomkami renesansu" zupełnie nie wiem skąd się ta nazwa wzięła i dlaczego ich tak nazywamy, ale bardzo mnie to śmieszyło. Lubiłam się śmiać, nigdy, ale to nigdy nie byłam poważna. No zdarzały się wyjątki, ale to rzadko. Przeczytałam ostatnio, że minuta śmiechu to tak jak 45 ćwiczeń. Zdziwiło mnie to trochę i nie wiedziałam, czy to piszą na serio. Tak czy inaczej człowiek, który to pisał musial mnieć nieźle zryta banie bo dla mnie to nie jest prawdą.
Bratka tez nie było widać, a ja nie chciałam podchodzić do tamtych chłopaków i wypytywać się czy tu jeszcze pracuje. Postanowiłam sobie coś zamówić. Podeszłam do lady, oczywiście parę minut musiałam wyczekiwać aż ktoś się wyjawi, a potem wyszedł dość starszy mężczyzna. Gryzło mnie pytanie " To jeszcze takich staruchów przyjmują do roboty? " E tam, nie będę zadawała sobie mnóstwo pytań po prostu zamówię i wrócę do domu.
- W czym mogę pomóc?
- Poproszę zapiekankę. - powiedziałam prosto z mostu uśmiechając się do starszego pana. Oczywiście on bez słowa poszedł do innego pomieszczenia i wręczył mi zapiekankę.
- Proszę pięc złotych.
- Dlaczego pięć? Wcześniej kosztowały po dziesięć.
- Ale teraz już tak nie jest, poza tym dla pań się obniża. - Jejku! "dla pań się obniża" to w kauflandzie też powinni mi obniżyć o pięć złoty!
- Proszę. Dowidzenia.
- Dowidzenia. Zapraszamy ponownie!
(...) Już mnie nie ciągnęło tam z powrotem. Syf, syf i jeszcze raz syf. Wolę zakupy w lewiatanie niż tu, dobra dosyć gadaniny. Jak tylko pójdę do domu, mam nadzieję, ze ojciec mnie nie zbije!
Udanej niedzieli!
http://www.youtube.com/watch?v=J4NXHkAE97k